Nie mogę niczego zarzucić tej pozycji – jest przemyślana i interesująca. Jednakże mnogość występujących w niej bohaterów spowodowała, że za nic nie mogłam się połapać kto jest kim. Ciągle byłam zmuszana do zaglądania na okładkę, żeby sprawdzić, o kim akurat czytam. Działo się tak nawet, gdy lektura była już na bardzo zaawansowanym etapie. Margaret myliła mi się z Charlotte, losy Grace, Maryellen i Olivii zdawały się zlewać w jedno. Powieść jest wielowątkowa, a każda z postaci wnosi ze sobą do powieści nowe problemy, dylematy i zdarzenia, które składają się na spójną, choć trudną do ogarnięcia całość. Należy bowiem dodać, że wszystkie wątki i postaci mają punkty styczne – są nimi wspólne miejsce zamieszkania, wspólni znajomi czy wreszcie wspólne kłopoty.
Autorka koncentruje się w znacznej mierze na losach Peggy i Boba Beldonów, którzy prowadzą pensjonat w spokojnym miasteczku Cedar Cove nieopodal Seattle. Morderstwo dokonane w ich hotelu burzy nie tylko spokój mieszkańców, ale i ich własny, albowiem okazuje się, że Bob w przeszłości miał wiele wspólnego z ofiarą. Olivia, świeżo upieczona małżonka jest w nastroju dalekim od niewysłowionego szczęścia, Maryellen Sherman i Jon Bowman również walczą z problemami we własnym związku.
Można by tak było wymieniać pojawiające się w powieści kłopoty w nieskończoność. Autorka „obdarzyła” swoich bohaterów wszelkimi możliwymi problemami – od utraty dziecka, poprzez starania o kolejne, zdradę, śmierć bliskiej osoby, wchodzenie w nowy związek.
Na skutek tego powieść jawi się jako skomplikowana mieszanka stylów i gatunków – kryminału, romansu, powieści obyczajowej z elementami rozważań psychologicznych. A w dodatku wcale nie taka łatwa w odbiorze, ze względu na trudności, o których wspomniałam powyżej.