Nawet ogry mają warstwy – o tym wie każdy rodzic. Niektórzy czasem zapominają, że dzieci wcale tak bardzo od ogrów się nie różnią – no, może poza tym, że brudzą się (trochę) mniej, a zielone są jedynie wtedy, kiedy przebiorą się za ukochanego Shreka.
Lisia to jedna z tych historii, która, choć została napisana dla najmłodszych, w rzeczywistości jest całkiem mądrą powiastką psychologiczną przeznaczoną dla rodziców. Przede wszystkim dla tych bardzo zabieganych, wciskających swoje pociechy w ręce kolejnych niań, korepetytorek i trenerów. Ciepła i zainteresowana mamy nie zastąpi nawet najdroższy prezent urodzinowy. Gorzej, jeżeli tenże prezent nie pojawia się w ogóle. Takie to właśnie nieszczęście spotkało Lisię, która cały dzień czekała na życzenia od mamy. Bardzo skruszona i niezwykle zapracowana psycholog następnego ranka sprezentowała swojej ośmioletniej córeczce dorodną jukę. I znowu nie było czasu na wspólne jedzenie tortu, ani nawet na maminy całus. Mama odpisywała na kolejny listy dzieci piszących do redakcji o swoich problemach, a Lisia smutniała coraz bardziej. Brak uwagi ze strony mamy zrekompensowała juka oraz jej koleżanki, czyli pozostałe rośliny znajdujące się w mieszkaniu. Ku swojemu przerażeniu, Lisia odkryła, iż rozumie mowę kwiatów. W
dodatku w szkole okazało się, że jej najlepsza przyjaciółka, Ilonka, umie rozmawiać z ubraniami, a Krystian ma świetny kontakt z ptakami. Co to wszystko oznacza i co ma z tym wspólnego życzliwa staruszka z pobliskiego parku?
Powieść Ewy Nowak, znanej pedagog i terapeutki, porusza aktualny i ważny problem. Historia Lisi chwyta za serce, a wrażliwość dziewczynki ujmuje od pierwszej strony. To dobrze, bo Lisia ma za zadnie poruszyć najbardziej zatwardziałych pracoholików. Trzeba się jednak zastanowić, czy to, co pożyteczne dla dorosłych, na pewno łączy się z rozrywką dla dzieci. Bo Lisia straszy i to całkiem na poważnie. Jak nocny potwór spod łóżka, czy zjawa zza szafy. Dziewczynka najpierw wchodzi na ścieżkę ostro pikującą w otchłań pełną smutku i szarości, by następnie odkryć potęgę strachu o rozmiarach porównywalnych do rozpiętości liści juki. Lisia boi się topornej rośliny prawie tak bardzo jak głosów w swojej głowie. W szkole nie potrafi skupić się na lekcji, poddając się natrętnym myślom: „Chcę niczego nie słyszeć! Niczego! Żadnych westchnień!”. Pisze nawet list do redakcji własnej mamy, na co ta jej radzi, by jak najszybciej zgłosiła się do psychologa, bo wszystko wskazuje na to, iż ma poważny problem. Bo rozmowy z roślinami
to nie są przyjazne czary, lecz prawdziwy koszmar małej i bezbronnej dziewczynki. Równie schizofrenicznie męczy się ze sobą Ilonka, która całuje buty, a pranie rozwiesza tak, by ubrania mogły obserwować widok za oknem.
Mocno chwiejne proporcje między moralizowaniem „ku przestrodze”, a zachowaniem stałego poziomu poczucia bezpieczeństwa kilkulatka przysłaniają walory literackie powieści. Ewa Nowak parę razy była już w lepszej formie, tu zbyt mocno odkryła naturę psychologa kosztem przyjazności misternie tkanej opowieści. Żeby nie zgubić najmłodszych czytelników w tekście pełnym metafor, czytajmy na głos, z małymi przystankami na nieuniknione pytania. Owocna dyskusja z mamą i tatą to dobro niezastąpione i być może właśnie o odkrycie tego skarbu pani pedagog chodziło.