Nasze całe życie jest zabawą
Może nie tyle nasze, Ziemian, ile życie na K–PAX. Po raz trzeci przekonuje nas o tym prot, który ponownie przybył, aby uszczęśliwić kilka istot na naszej planecie. Pozornie wygląda jak jeden z pacjentów Instytutu Psychiatrii na Manhattanie – Robert Porter. Czy to faktycznie przybysz z innej planety czy może człowiek, posiadający inne osobowości – to właśnie usiłuje odkryć lekarz psychiatra, prowadzący przypadek Roberta. Ale wszystkie te informacje są znane czytelnikom całej serii książek, przekonujących o tym, że na innych planetach może być inaczej – lepiej, mądrzej, bez niektórych „wynalazków”, jakich dostarczyli sobie ludzie w procesie ewolucji. Można żyć bez pieniędzy, bo po co komu pieniądze, skoro pożywienie można zdobyć po prostu zrywając je z drzew. Bez wojen czyli swoistego udowadniania własnej wyższości nad innymi, różniącymi się od nas w jakiś widoczny sposób, ludźmi, bez religii, którą prot uznaje za wielkie zło i powtarza, że co 100 lat powinno się dokonywać pewnego rodzaju update’u
informacji, zawartych w Biblii i innych Wielkich Księgach, na których bazują różne religie. Wynika to z bardzo prostego powodu – wszystkie te księgi są napisane przez zwykłych ludzi kilka tysięcy lat temu i jako takie dezaktualizują się.
Wykorzystując postać prota autor próbuje nam pokazać, że można żyć w pokoju i w zgodzie ze wszystkimi istotami, także ze zwierzętami, które człowiek trzyma głównie w celach konsumpcyjnych, że można odżywiać się jedynie owocami, a wiedzę życiową - czerpać bezpośrednio z doświadczenia, bez konieczności siedzenia sztywno w ławkach szkolnych przez kilka kolejnych lat, aby poznać nikomu niepotrzebne wiadomości. A jednak przypadek Roberta Portera jest także „rozłożony” na każdą z osobowości. W trzeciej części opowieści o procie ostatecznie zostają wyjaśnione mroczne wydarzenia z przeszłości Roberta, także tej odległej i okazuje się, że w niektóre wydarzenia jest „zamieszana” nie tylko jedna osobowość. Prot tym razem zbiera „ekipę” do zamieszkania na K–PAX, czym budzi nadzieję na inne, lepsze życie nie tylko pośród pacjentów IPM, ale także pośród zwykłych obywateli. Oczywiście jest także spora grupa niedowiarków i osób, które chcą za wszelką cenę zdemaskować „oszusta”, jak mówią o procie.
Zwykle w przypadku książek, które zamykają jakąś serię, czytelnik może się poczuć lekko znużony, a sam autor – ciągnąć temat niejako na siłę, bo przecież książka i tak jest ostatnią z serii, niewiele więcej można się spodziewać po głównym bohaterze, a i sam czytelnik jest na tyle wymagający i zaabsorbowany przez treść wcześniejszych części, że niełatwo go oszukać czy zaskoczyć. W Świecie prota na szczęście nie da się tego odczuć – narracja nie utrudnia, a wydarzenia w dalszym ciągu zaskakują. A jednak to koniec, więc jedyne, co nam pozostaje, to czekać na kolejne filmowe wersje poszczególnych części. Cóż, być może protem będzie ponownie Kevin Spacey.