Nastolatek ratował Żydów, był kierowcą niemieckiego generała i alianckim szpiegiem. Długo trzymał swoją historię w sekrecie
Pino Lella w czasie wojny wielokrotnie narażał swoje życie, by pomagać włoskim Żydom. 60 lat później nieświadomie uratował amerykańskiego pisarza, który myślał o samobójstwie.
W lutym 2006 r. Mark Sullivan miał 47 lat i przeżywał najgorszy okres w swoim życiu. Od kilkunastu lat był zawodowym pisarzem, wydał 6 powieści, ale ostatnia nie przypadła do gustu krytykom i czytelnikom. Rok wcześniej jego brat zapił się na śmierć, a on sam wdał się w spór, który doprowadził go na skraj bankructwa.
Sullivan, mąż i ojciec, zaczął się poważnie zastanawiać nad swoją przyszłością i doszedł do szalonego wniosku, że dla swojej rodziny jest więcej warty martwy niż żywy. Przeczytał polisy ubezpieczeniowe i myślał o spowodowaniu wypadku. Chciał wjechać w podporę autostrady – lutowa zawierucha, śnieg, słaba widoczność – nikt by nie podejrzewał samobójstwa.
Ten mroczny epizod z życia Marka Sullivana został przez niego opisany w przedmowie do najnowszej powieści "Pod szkarłatnym niebem". Opartej na faktach historii włoskiego nastolatka, który w czasie drugiej wojny światowej pomagał ratować Żydów i był alianckim szpiegiem. 6 dekad później ten sam Pino Lella, zupełnie nieświadomie, uratował życie amerykańskiego autora ze skłonnościami samobójczymi. Sullivan, który w ostatniej chwili zaniechał próby odebrania sobie życia, modlił się o ocalenie i tego samego wieczoru usłyszał fragment nieznanej historii o dzielnym 17-latku z drugiego końca świata.
Trwa ładowanie wpisu: facebook
Zaczęło się niepozornie, bo w pierwszym odruchu Sullivan pomyślał, że to nie mogła być prawda. Gdyby Pino Lella naprawdę istniał i dokonał tego, co się o nim mówi, z pewnością byłoby o nim głośno. Jego życie to gotowy materiał na powieść lub scenariusz filmowy, o który zabijaliby się producenci w Hollywood. Sceptycyzm pisarza ustąpił w momencie, gdy odkrył, że Lella nie tylko istnieje, ale nadal żyje. Przez wiele lat mieszkał w Stanach Zjednoczonych, ale w końcu wrócił do ojczyzny.
Pisarz znajdujący się na krawędzi nie mógł przepuścić takiej okazji. Zadzwonił do bohatera zasłyszanej opowieści i odbył z nim krótką rozmowę. Lella nie był skory do opowiadania o swoim życiu. Nie uważał się za bohatera, wręcz przeciwnie – nazywał się tchórzem, czym jeszcze bardziej zaintrygował Amerykanina. Sullivan nie odpuścił i po kilku rozmowach telefonicznych namówił 79-letniego weterana do dłuższej rozmowy. Wkrótce siedział na pokładzie samolotu do Włoch, gdzie przez następne 3 tygodnie poznał szczegóły najbardziej niesamowitej historii, którą przekuł w bestsellerową powieść "Pod szkarłatnym niebem". Książka ukazała się w Polsce 6 czerwca, a od kilku miesięcy mówi się o hollywoodzkiej ekranizacji z Tomem Hollandem ("Spider-Man: Homecoming") w roli głównej.
Sullivan dowiedział się, że dla 17-letniego Giuseppe "Pino" Lelli wojna wybuchła latem 1943 r. Pewnego dnia wybrał się do kina z młodszym bratem i kiedy na ekranie Fred Astaire tańczył z Ginger Rogers, w rodzinnym Mediolanie rozpętało się piekło. Alianci zbombardowali miasto, chłopcy ledwo uszli z życiem, ale ich mieszkanie zamieniło się w kupę gruzu.
W kolejnych miesiącach Pino zaangażował się w pomoc włoskim Żydom. Znał doskonale górskie ścieżki, więc razem z młodszym bratem prowadził maksymalnie 8-osobowe grupy do granicy ze Szwajcarią, gdzie Żydzi mogli znaleźć bezpieczny azyl. Sam wielokrotnie ryzykował własnym życiem, przedzierając się w okolicy niemieckich posterunków.
Jego działalność przerwała niemiecka polityka, która zakładała wysyłanie młodych Włochów na front wschodni w charakterze darmowej siły roboczej. Rodzice Pino, bojąc się o jego bezpieczeństwo, zmusili go do zaciągnięcia się do niemieckiej armii. W tamtym czasie ten akt zdrady (chłopak nienawidził nazistów i robił wszystko, by się im przeciwstawić) wydawał się jedynym sensownym rozwiązaniem. Innym wariantem była niewolnicza praca i prawdopodobna śmierć daleko od domu.
Pino Lella przywdział niemiecki mundur w 1944 r. Był bezsilny, ale wkrótce przekonał się, że los ma dla niego jeszcze kilka niespodzianek. Szybko zauważono, że chłopak włada nie tylko ojczystym włoskim, ale także angielskim, francuskim i odrobiną niemieckiego. Wyjątkowość 18-latka przykuła uwagę samego generała Hansa Leyersa, który we Włoszech pełnił funkcję prawej ręki Hitlera. Leyers, nie zdając sobie sprawy z prawdziwych intencji Lelli, mianował chłopaka swoim osobistym kierowcą. Od tego momentu Pino towarzyszył mu w wielu wyjątkowych sytuacjach, dzięki czemu zdobywał informacje, które zaczął przekazywać aliantom.
- Bałem się, ale miałem też mnóstwo szczęścia – powiedział niedawno 91-letni Lella miesięcznikowi "Fra Noi". – Ta historia powinna być znana, ale nie mnie oceniać, czy byłem dzielny. Nie jestem dzielny. Byłem tam i miałem szczęście zrobić tyle, ile mogłem – skwitował Pino Lella, który przez lata trzymał swój niesamowity życiorys w sekrecie.
Pisanie "Pod szkarłatnym niebem" zajęło Markowi Sullivanowi 10 lat. Autor wysłuchał nie tylko relacji Pino, ale także przeprowadził wywiady z innymi świadkami tamtych wydarzeń. Główny bohater powieści zapytany o zgodność z faktami odpowiedział, że to, co przeczytamy w "Pod szkarłatnym niebem", pokrywa się z rzeczywistością w 80-90 proc.
Powieść "Pod szkarłatnym niebem" Marka Sullivana ukazała się nakładem wydawnictwa Edipresse 6 czerwca 2018 r.
Obejrzyj: Gwit: "Moja książka miała złą okładkę. Nie była o odchudzaniu!"
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl