Guy Lantern przedziera się swoim samochodem w strugach deszczu pustymi drogami Bretanii. Natarczywe krople rozmazują obraz rzeczywistości wyłaniający się i znikający za każdym pociągnięciem wycieraczek. Chmury gęstnieją wyduszając z siebie błyskawice rozcinające płachtę nieba na postrzępione kawałki. Grzmot, a potem smuga światła przebija się przez strumienie wody ścinając jeden z platanów przy drodze. Zwykły odruch sprawia, że Lantern unika zderzenia ze świeżo ściętym pniem tarasującym drogę. Ironią losu, z drugiej strony pnia ktoś doświadcza jakże podobnej chwili irracjonalnego lęku. Jean-Marc Cheret, specjalista w dziedzinie sztuk pięknych, podróżujący jakże skromnym rolls-roycem. Nie można szybko usunąć lub ominąć martwego drzewa. Pada propozycja chwilowej zamiany samochodów. Nietypowa, dziwna, lekko niepokojąca. Podróżni ruszają dalej nawijając swoją nić przeznaczenia. A los uśmiecha się łobuzersko.
Proza będąca mieszanką wielokrotnie sprawdzonych schematów i profesjonalnego wykończenia. Ładna, pociągająca, tajemnicza kobieta. Alkohol rozpuszczający żelazne zasady jak stężony kwas metalową konstrukcję. Mężczyzna naiwnie ulegający pozornym urokom życia. Namiętności ogarniające irracjonalnym szaleństwem. Wypełniające płuca, roznoszone z krwią jak życiodajny tlen do każdej komórki ciała. Władza, pieniądze, kobieta, posiadanie, pożądanie. Namiętności, które zerwawszy się z uwięzi rozumu szarpią nami w gwałtownych porywach. Które zostawiają w nas trwałe, nieusuwalne ślady. Pooraną twarz, blizny w sercu, jątrzące i rozognione miejsca w pamięci. Namiętności przez które stajemy się zeschłym liściem szarpanym porywami wiatru-losu, rzucanym w nieprzewidywalnych do końca kierunkach. Właściwie to te namiętności są jądrem powieści.
Mimo schematów interesująca, dojrzała proza. Klimat osiągany zgrabnymi, odpowiednio rozbudowanymi zdaniami. Ładne opisy i sporo poruszających wyobraźnię obserwacji. Ciekawe tło nakreślone poprzez interesujące zestawienia słów. Barwny świat widziany oczami Guya przemierzającego malowniczą francuską prowincję w poszukiwaniu chwil wytchnienia od trudów życia. Świat pełen szczegółów. Drobiazgów, które bezwiednie rzucają się w oczy nawet gdy w pośpiechu biegniemy ulicą. Dźwięków, które wdzierają się próbując zwrócić na siebie uwagę. Ludzi, twarzy, witryn, aut. Jakimś trafem zapamiętujemy je nieświadomie.
Można sięgnąć po tę prozę bez wielkich obaw. Pozbawiona brutalności, sprawnie napisana. Można by rzec elegancka. Wciągającą opowieść o przewrotnym losie płatającym figla wtedy kiedy się go najmniej spodziewamy.