Najnowsza książka o Świecie Dysku stanowi kontynuację cyklu o straży miejskiej Ankh Morpork (poprzednie jego części to Straż, straż! i Zbrojni) – miasta tysiąca niespodzianek, jak czytamy w przewodniku turystycznym po tym uroczym zakątku i wielu tysięcy przestępców, o czym żaden przewodnik nie powinien wspominać, gdyż jest to pogwałcenie podstawowych reguł marketingu. Tenże przewodnik zapewne mówi, podając na tej samej stronie stosowny cennik, że Ankh Morpork jest grodem nietypowym, nawet jak na miasto znajdujące się na powierzchni Dysku, bowiem poziom przestępczości jest tu uregulowany prawnie i na jego straży stoją sami przestępcy – wystarczy wnieść stosowną opłatę, a otrzyma się pokwitowanie, gwarantujące nietykalność osobistą i majątkową na bieżący rok podatkowy.
Pomysłodawcą tego arcyciekawego rozwiązania problemu przestępczości był jeden z moich ulubionych bohaterów – Havelock Vetinari, patrycjusz Ankh, dzięki praktycyzmowi, logice oraz świetnemu przeszkoleniu w Gildii Skrytobójców sprawujący władzę, to znaczy dbający o to, by wszystkie śrubki skomplikowanego miejskiego mechanizmu funkcjonowały jak należy, a przynajmniej, by chaos nie przekraczał punktu krytycznego. Co się stanie, gdy Vetinariego zabraknie? O tym boją się myśleć nawet jego najzagorzalsi wrogowie i tylko dlatego patrycjusz wciąż żyje. Teraz jednak najwyraźniej trafił się wróg obłąkany, zuchwały, a co najmniej niepraktyczny – postanowił uśmiercić Vetinariego, stopniowo podtruwając go. Czasu na wykrycie zuchwalca jest niewiele, Vetinari wręcz gaśnie w oczach, a jedyny medyk, któremu może zaufać, zajmował się do tej pory głównie końmi wyścigowymi. Jak zwykle w sytuacji bez wyjścia, na scenę wkracza komendant straży, Samuel Vimes, cudowny cynik, arystokrata mimo woli, potomek królobójcy i zagorzały
wróg klas posiadających (także herby). Czy zdoła rozwikłać zagadkę i ocalić miasto przed anarchią lub, co gorsza, restauracją monarchii?
Wspaniały kryminał z wciągającą i wyjątkowo zawikłaną intrygą (autor celowo naprowadza czytelnika na błędne tropy, nawiązując przy okazji do klasyki literatury) to niepełna charakterystyka Na glinianych nogach. Jest to również błyskotliwa satyra, która wszystkich i wszystko kłuje swym ostrzem: monarchistów i anarchistów, dekadencką arystokrację, ambitnych przedsiębiorców, przekonanych, że za pieniądze kupią wszystko, rewolucjonistów, rządzących i rządzonych – ukazując, że tak naprawdę bezcenna jest tylko wolność, a my sami się jej pozbawiamy, zakładając kajdany konwenansów.
Poruszając tak poważne i ważkie zagadnienia, jak geneza i bezsens nieustannej walki klas i nierówność społeczna, autor wciąż pozostaje sobą, to jest niezrównanym mistrzem humoru słownego, sytuacyjnego, trollowego, krasnoludzkiego, wilkołaczego i jakiego tylko zechcecie. Na glinianych nogach należy według mnie do ścisłej czołówki książek Pratchetta, a wszystkie są więcej niż przyzwoite. Słowem – polecam wszystkim, bez względu na płeć, poglądy polityczne i przynależność klasową. Łączcie się w lekturze!