Nadzieję w świętych pokładaj
Esperanza jest kobietą prostą i nigdy w życiu nie słyszała o złudzeniach optycznych. Zresztą gdyby słyszała, z pewnością nie skojarzyłaby tego zjawiska z obrazem, który pewnego dnia dostrzega na zatłuszczonej szybie swego piekarnika. A jeśliby nawet skojarzyła, natychmiast odrzuciłaby taką ewentualność. Bo Esperanza czeka na cud. Desperacko potrzebuje cudu. Na cóż innego może liczyć wdowa, której jedyne dziecko po rutynowym zabiegu usunięcia migdałków niespodziewanie umiera na infekcję tak rzadką i tak niebezpieczną, że matce nie wolno nawet spojrzeć na ciało? Dla kogo i po co ma żyć? Esperanza jest osobą głęboko wierzącą, darzącą głębokim zaufaniem licznych świętych Pańskich – i u nich właśnie szuka pociechy i ratunku, w nich pokłada nadzieję. Wiara czyni cuda – więc pewnego dnia zrozpaczona matka dostrzega w szybce piekarnika postać św. Tadeusza Judy, który zapewnia ją, że dziewczynka nie umarła. Wbija sobie do głowy, że zdarzyło się tragiczne nieporozumienie, że śmierć córki została sfingowana, a ją
samą porwano – i rusza na poszukiwania, podczas których doświadczy nieprzewidywanych wrażeń, niejeden raz zgrzeszy, lecz w głębi duszy pozostanie osobą głęboko religijną, zawsze wierną swoim licznym świętym, nigdy nie tracącą nadziei... (nie od rzeczy będzie wspomnieć, że imię jej znaczy właśnie: nadzieja).
Opowieść o tej matczynej odysei ma w sobie urok porównywalny z naiwnymi obrazami malarzy-prymitywistów. Tak jak one jest barwna, wyrazista, celowo przerysowująca pewne aspekty portretowanej osoby czy sceny; tak jak one próbuje przekazać jakąś ważną prawdę – w tym przypadku, że ktoś naprawdę nam bliski nie umiera nigdy, nawet jeśli przestaje z nami być w sensie fizycznym, i że popełniając uczynki niezgodne ani ze zdrowym rozsądkiem, ani z treścią Dziesięciu Przykazań, nie zawsze zasługujemy na potępienie. Jednak prócz tego przesłania spełnia jeszcze inne zadanie, dając czytelnikowi wgląd w obyczajowość i mentalność mieszkańców meksykańskiej prowincji i dostarczając wielu ciekawych szczegółów dotyczących codziennego życia w tym kraju (jak choćby pokazowa lekcja przerzucania nielegalnych imigrantów przez granicę z USA, czy też migawki z funkcjonowania tamtejszych domów publicznych).
Autorka zdecydowała się na relacjonowanie wydarzeń za pomocą narracji wielotorowej, tak więc mamy możność śledzić akcję na przemian z perspektywy narratora zewnętrznego, samej Esperanzy i księdza proboszcza, któremu zdesperowana kobieta powierzyła swoje troski – co okazało się posunięciem wyjątkowo trafionym. Dodatkowym urozmaiceniem są – luźno przetykające partie narracyjne – wyjątki z pamiętnika Blanki, korespondencja między Esperanzą i Soledad, dialogi wiedzione przez postacie z dalszych planów; zbędny wydaje się tylko jeden z tych ostatnich, przywołany z dość odległej przeszłości, bo toczący się między mężem Esperanzy a jego kolegą bezpośrednio przed wypadkiem, w którym obaj stracili życie - nie jest on niezbędny dla zachowania ciągłości akcji, ani nie dostarcza żadnych nieosiągalnych w inny sposób danych. Lecz ten dyskretny mankament kompozycji nie może przesłonić atutów całości, których jest dostatecznie dużo, by uznać książkę za wartą przeczytania. Powiem więcej, z przyjemnością poczekam na
następne powieści tej autorki z nadzieją, że podobnie jak ta, wyjdą poza ramy zwykłej „babskiej literatury”.