Trwa ładowanie...
recenzja
21-08-2013 14:35

Na zakręcie

Na zakręcieŹródło: Inne
d491470
d491470

Matka Brett umarła na raka: wiosną postawiono diagnozę, jesienią już nie żyła. Córka nie miała czasu, żeby przyzwyczaić się do myśli, że zostanie sama, że matka odejdzie. Zresztą czy do takiej myśli można się przyzwyczaić? A teraz pogrzeb, stypa, żałoba... nie, zaraz, nie żałoba, najpierw podział spadku, bo matka była osobą zamożną, a Brett ma dwóch braci. Zmarła zostawiła ostatnią wolę, powinno więc pójść gładko, zwłaszcza że wszyscy się domyślają, co będzie w testamencie: przede wszystkim to, że Bohlinger Cosmetics otrzyma Brett, ukochana córka, kochająca córka. Po to przecież matka ją do firmy wprowadziła, dała stanowisko. Wprawdzie za sukcesem Bohlinger Cosmetics stoi wicedyrektorka, Catherine: to ona zrobiła z małej wytwórni kosmetyków świetnie prosperującą, dużą firmę. Ale nie powinna mieć pretensji: jest tylko synową, nie córką. Przyszłość Brett jest więc zabezpieczona, ona sama pewna tego, co będzie robić przez najbliższe lata. Czeka na nią klimatyzowane, urządzone ze smakiem biuro, małżeństwo z
ambitnym mężczyzną, z którym teraz mieszka, dom po matce. Słowem – wszystko na wyciągnięcie ręki, spełnienie marzeń o dostatnim, spokojnym życiu, bez konieczności martwienia się o przyszłość. Mieszkanie, samochód, pewna praca, prestiż, dobre zarobki, stabilizacja życiowa, dobry mąż: czego chcieć więcej? Pełnia szczęścia!

Każdy chyba miał kiedyś listę marzeń. Rzeczy, które chciało się zrobić, mieć, osiągnąć, kiedy już się będzie dorosłym. Taki list od siebie-dziecka, nastolatka do siebie dorosłego – za lat kilkanaście albo kilkadziesiąt. Ciekawe, ile z takich marzeń udało się spełnić, z ilu trzeba było zrezygnować i dlaczego. Może nie okazały się wystarczająco ważne, racjonalne (czy marzenie musi być racjonalne?), realne? Może były zbyt wygórowane? Po latach można czytać taką listę z zażenowaniem: to, co kiedyś wydawało się ważne, teraz jest bez znaczenia, życie wszystko zweryfikowało: człowiek stał się rozsądniejszy, mniej naiwny, bardziej realnie patrzy na świat.

Brett też miała taką listę: dwadzieścia punktów. „Postanowienia na życie” spisane przez czternastolatkę. „1. Mieć dziecko albo dwoje dzieci. 2. Całować się z Nickiem Nicolem. 3. Być w drużynie cheerliderek. 4. Mieć same piątki na świadectwie. 5. Pojechać na narty w Alpy. 6. Kupić psa” – i tak dalej, i tak dalej. Sprawy ważne przeplatają się z nieważnymi, poważne ze śmiesznymi (czy rzeczywiście śmiesznymi dla czternastolatki?). Dziesięć punktów udało jej się zrealizować; potem listę wyrzuciła ją do śmieci, a na pytanie matki, dlaczego to zrobiła, odpowiedziała, że „marzenia są dla naiwnych”. Ale nie wszyscy tak uważają, więc Brett dostaje drugą szansę: może zrealizować swoje marzenia, zobaczyć, jakby to było, gdyby się spełniły. Staje nagle na zakręcie życia: nie może zobaczyć, co jest dalej, ale może iść dalej, żeby zobaczyć, co tam jest. Co wybierze?

Wyważona, spokojna książka, bez fajerwerków akcji, choć nie można powiedzieć, żeby się nic nie działo. Pewne sytuacje i fabularne rozwiązania są dość przewidywalne: informacje, jakie otrzymuje czytelnik, wprost sugerują, co stanie się dalej, jak potoczą się losy postaci. Naprawdę trudno się tego nie domyślić. Ale mimo tego jest to miła, sprawnie napisana powieść z happy endem: coś, czego trzeba na leniwe, gorące wakacje. Historia o zwykłych, życiowych przypadkach – takich, które mogą (teoretycznie) spotkać każdego – o tym, co rzeczywiście jest najważniejsze, a nie o tym, co wydaje się ważne. O miłości tak mocnej, że nakazuje troszczenie się o los bliskich za wszelką cenę, nawet za cenę tego, że nas nie zrozumieją, nawet znienawidzą. O pomyłkach, które mogą zdecydować o całym dalszym życiu; o tym, że nie musimy budować naszego szczęścia na tym, na czym budują go inni, na tym, co powszechnie jest uznawane za szczęście. I o marzeniach: o tym, że żadne z nich nie jest i nie było głupie, nieważne – bo było (jest)
nasze. Jakoś nas określa, określa naszą tożsamość.

Lista marzeń nie jest arcydziełem, ale debiutantce – bo jest to literacki debiut Lori Nelson Spielman – trzeba pogratulować. Dobrze poprowadzona akcja, prawdopodobny rysunek psychologiczny postaci i wydarzenia, odrobina humoru i romansu, ciekawa fabuła. Polecam wszystkim, którzy liczą na chwilę wytchnienia i niezobowiązującej rozrywki.

d491470
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d491470