„Takie jest życie... w jednej chwili człowiek się obściskuje z Bogiem Seksu i zalicza szóstą bazę w całowaniu (nie wyłamując przy tym zębów), a już w następnej musi jechać na drugi koniec świata i zamieszkać wśród Maorysów, których ulubioną rozrywką jest siedzenie w błocie i jedzenie pieczonych larw.” A przynajmniej takie jest życie czternastoletniej Georgii Nicolson. Dokładnie ich część druga.
Kolejna porcja zwierzeń okraszonych jej własnym, szaleńczym, spuszczonym jak pies ze smyczy, który właśnie nażarł się ze smakiem potrawki ze wściekłej krowy, humorem. Dość dosadnymi spojrzeniami na świat bardziej lub mniej dorosłych, oraz byty wszelkich innych, niestety ku zgrozie! chodzących po tym padole zwierzaków. „Jas zeskoczyła z murka. Jej spódnica miała jakieś cztery centymetry długości. Jas, dawno nie byłaś w kościele? – spytałam. Spoko, założyłam bardzo duże gacie – odparła.”
Macie oto przed sobą drugą część pamiętnika dziewczyny niezwykłej w swej nastoletniej normalności. A raczej takiej normalnej, która po prostu pragnie tego, co właśnie w tej chwili jest dla niej najważniejsze. Miłości... problem w tym, że wspomniany wyżej Bóg Seksu, w wieku już prawie pełnoletnim, właśnie stwierdził, że nie mogą się dłużej spotykać z powodów czysto społecznych. Ona jest za smarkata, ale mimo to... cóż nie do końca o niej zapomni... Obiecał. Pozostawił ją z nadzieją, a jednocześnie z zalążkiem planu, który nieświadomie sam rozpętał w jej głowie.
Cóż... jak to mówi pani Joanna Chmielewska: „klin klinem”. Zresztą też i „Cosmopolitan” o tym wspomina, więc dlaczego nie spróbować. Tylko, że właśnie kończą się wakacje, a ona... cóż, planowane spotkanie z Maorysami może jednak nie dojść do skutku (hurra!), matka poznała lekarza o złudnej urodzie George’a Clooneya i się do niego ślini (jakh!), mimo że ojciec ma wrócić już niedługo do domu, kot przeżywa szaleńczą miłość (spokój!), a siostrzyczce wydaje się, że sama Georgia jest kotem (męczące!)... a przyjaciółki; najważniejsze, że wszyscy obecni. Pamiętników zwariowanych w stylu Adriana Mole’a i Rudolfa Gąbczaka już odrobinkę trochę było.
Czym się wyróżnia właśnie ten? Może tym, że wszystko jest takie bardziej dostępne i prawdziwe? Jakieś takie naturalne, a może tym, że opisuje przeżycia dziewczyny, łagodnie, zabawnie, satyryczne i humorystycznie... w sposób dostępny kobietom dopiero rozpoczynającym golenie nóg i tym, którym już się tego nie chce robić.
Oto książka na poprawienie humoru, którą przeczyta i matka i córka. Może wtedy jedna zrozumie problemy drugiej, a Wielkie Gacie roztoczą nad nimi swą opiekuńcza moc. I wcale nie muszą być to gacie Sąsiada. Oto historia zwyczajnie prosta, taka na chwilę, na dobre rozpoczęcie dnia, mimo że ktoś właśnie sapie nam w kark, a tramwaj właśnie zaliczył kolejny przymusowy korek. Historia w stu procentach sympatyczna, pamiętnik niezbyt osobisty, dzięki czemu nie mamy uczucia zaglądania w czyjeś pieluchy... nawet gdy po słowach „bęc” ten ktoś ściąga dziwnie ciężkie GACIE!!!