Miłość na dobre zagościła w życiu Prosiaka, który jak dotąd na okrągło udowadniał, iż w pełni zasłużył na swoje przezwisko. W świat kup, bąków i odpadków wkroczył romantyzm. Oczywiście odpowiednio dostrojony do klimatu poprzednich części przygód dwunastoletniego Piotrka.
Zośka, czyli mocno zbuntowana starsza siostra, wciąż umawia się z mleczarzem i co bardzo istotne – zapewnia tym samym całej rodzinie stałe dopływy darmowego mleka. Babcia pozostaje od lat wierna Romanowi, którego poznajemy w wersji spopielonej. Seniorka rodu spędza każdą chwilę z puszką pełną skremowanego ukochanego, dzieląc się z nim opowieściami z dnia powszedniego, a także poranną filiżanką herbaty i wieczornym łożem. Jedynie mama, wciąż obrażona na niewiernego tatę, pozostaje nieczuła na amory. Zamiast tego tyje, zapuszcza odrosty i coraz częściej popada w nienajlepszy nastrój.
Dlatego Prosiak, mimo że sam porzucił myśli o miłosnych uniesieniach po aferze ze śmierdzącym bąkiem i Anką (więcej dowiecie się z poprzedniej części cyklu, P.Rosiak i zabójczy bąk ), postanawia zadziałać. W obmyślaniu planu doskonałego wspiera go niezawodny Leon, czyli kolega z klasy zdominowany przez swoje liczne starsze siostry. I choć nieraz ta dwójka wpadała zgodnie w niemałe tarapaty, nie zniechęciło ich to do podjęcia kolejnego arcyniemądrego pomysłu. Bowiem chłopcy zakładają mamie konto na portalu randkowym. Wynika z tego niemało komplikacji, prowadzących wprost do finalnej klęski.
Wszystko w tej opowieści brzmi potencjalnie śmiesznie i niemal zahacza o inteligentny dowcip. Język i ilustracje wskazują na chęć posadzenia Prosiaka w jednym rzędzie z legendarnym już Mikołajkiem lub jego hiszpańskim odpowiednikiem, Mateuszkiem. Cykl ten cierpi jednak na deficyt błyskotliwego spoiwa, niezbędnego przy okazji tego rodzaju opowiadań. Rodzina Piotrka z jednej strony jest przedstawiona jako oryginalna i „szalona”, a z drugiej jej członkom zbyt często brakuje polotu. Najważniejszy element, czyli dowcip, zazwyczaj ugina się pod ciężarem nachalnej dosłowności, co skrzętnie wykorzystuje Prosiak, co rusz zwracający się ku wszelkiej maści obrzydliwościom od bąków poczynając, na sztucznej kupie kończąc.
Trzeba jednak uczciwie przyznać, że perełki wywołujące uśmiech na twarzy co jakiś czas się pojawiają, toteż nie należy skazywać tej lektury na wieczne potępienie. Na pochwałę na pewno zasługuje szata graficzna całej serii, dopasowana do chłopięcej stylistyki, z wyrazistą czcionką i nawiązującymi do komiksu ilustracjami, które z pewnością zachęcą niejednego chłopca do spędzenia chociaż chwili z książką w rękach. Prosiak dołącza więc do kolejnych naśladowców niedościgłego jak dotąd wzoru, spłodzonego wiele lat temu przez Rene Goscinnego .