Trwa ładowanie...
recenzja
05-05-2015 11:52

Na Titanicu też grała muzyka

Na Titanicu też grała muzykaŹródło: Inne
d1l2pfd
d1l2pfd

Dianka ze Słowacji i Michaśka (pseudonim Fynf und cfancyś) pochodzący z Polski. Ona niezaradna, on wprost przeciwnie. Pracują w Wiedniu, potem w Zurychu. Prostytuują się. Ceną za marzenia o zachodnioeuropejskim raju początkowo jest męski szalet, w którym zarobić najłatwiej. Dianka nie umie zaakceptować życia, na jakie się zdecydowała, wciąż jest jedną nogą na Wschodzie; tytułowy bohater — mimo wszystkich doznawanych upokorzeń — wierzy w Zachód, jak niegdyś członkowie KC KPZR w Breżniewa. „W domu cały czas miałem poczucie, że Konin to nie jest to, co mi się należy. Że ten świat, który pokazują w »Dynastii«, gdzieś tam istnieje, a tu jest tylko jakaś nędzna podróba świata”.

Znak reklamował „Fynf und cfancyś” jako powrót Michała Witkowskiego do ulubionych postaci z „Lubiewa” — książki, która dziesięć lat temu przyniosła mu rozgłos. Niedawno wydawca ogłosił, że zawiesza współpracę z pisarzem, w związku z jego szeroko komentowanym pojawieniem się na łódzkim Fashion Week w czapce z symbolami Waffen SS. Choć Witkowski za to przeprosił, twierdząc, że nie przyjrzał się kapeluszowi przygotowanemu mu przez stylistę i nie był świadomy, co ma na sobie, Znak poinformował, że w najbliższym czasie „Fynf und cfancyś” się nie ukaże. Egzemplarze recenzenckie zdążyły jednak trafić do rąk dziennikarzy. A miłośnicy twórczości Witkowskiego nie przestają pytać, czy jego nowa książka jest warta całego tego szumu. Moim zdaniem nie.

Dowiemy się z niej, że świat bywa bezwzględny i że fortuna kołem się toczy. Trochę mało. „Będą stały puste apartamenty w hiltonach, ale Diankę wygonią z metra, ze śmietnika, z bramy. Przyspieszony kurs: kapitalizm w weekend dla komunistycznego dziecka z niedawnej Czechosłowacji”. Gdy się poszczęści, w pakiecie z seksem z nieznajomym pojawią się „pornole ze zwierzętami (świnkami, koziołkami...), trawka, amfetamina, piwo, wódka, poppers. Jedzenie na dywanie zupek chińskich w plastikowych pudełkach”.

Raz życie bohaterów naznaczone jest wiedeńskim niedostatkiem, innym razem zuryskim przepychem i szczególną bezwzględnością. Z jednej strony „oblechy, pokręty z chucią w kaprawych oczach, że dotknąć patykiem i już grzybicę się ma jak w banku”, z drugiej — sadystyczni bogacze, dzięki którym prostytutki uświadamiają sobie, jakiego rodzaju brudy kryją sterylnie czyste pokoje hotelowe lub mieszkania i jaki straszliwy mrok może panować w ludzkiej głowie. Okazuje się, że czasem najgorsze więzienia wyściełane są różowymi dywanikami...

d1l2pfd

Dianka najchętniej odbywałaby jeden stosunek w ciągu nocy, „Fynf und cfancyś” zrobi wszystko, by było ich nawet piętnaście. Choć penis jest często „zmęczony jak ręce praczki”, właściciel po całym dniu harówki gładzi go z czułością: „Jesteś moim żywicielem i muszę o ciebie dbać”. Mężczyzna szybko orientuje się, że znajdowania czułych punktów, marzeń i kompleksów klientów ma przełożenie na wysokość honorarium. „Jak zawsze, jakość usługi zależy nie od urody, tylko od inteligencji, taktu i wyczucia” — zauważa. „Każdy z nich, skoro zdecydował się zapłacić, postawić się w pozycji klienta, musiał najpierw sam nisko ocenić swoją własną atrakcyjność. Czyli ma jakiś defekt, realny lub urojony (...) Musisz już na początku wiedzieć, czemu on się sobie nie podoba, ponieważ zaraz uruchomisz trudną sztukę psychoterapii i mówienia fagasowi tego, co chce usłyszeć”.

Zarówno Dianka, jak i „Fynf und cfancyś” doskonale wiedzą, że ludzie bardzo rzadko płacą za sam seks. Chętniej za chwilową akceptację albo możliwość okazania wyższości, poniżenia osoby, której się płaci — sikanie na prostytutkę nie jest w tym świecie niczym niecodziennym. Bywa, że przypadkiem udaje się ukarać obleśnych i zakompleksionych klientów — dostają wszy łonowe gratis.

W świecie opisanym przez Witkowskiego nie myśli się o tym, co jutro. Bo przecież nie wiadomo — może rano zostaniesz milionerem, a może ktoś cię zabije. Gdy jednak przyjdzie (krótka) chwila refleksji i spojrzy się w niebo, okazuje się, że... Księżyc ma kolor spermy.

Zdaje się, że Dianka, którą życie przeraża o wiele bardziej niż polskiego kolegę po fachu, już się nieźle opancerzyła. Tymczasem... „śnili jej się ci wszyscy starcy (...) Szli w jej kierunku, niosąc swoje protezy, aparaty słuchowe, sztuczne nogi, okulary, laski, rozruszniki serca, szli z watą w uchu, z włosami wystającymi z uszu i nosa...”. Pisarz bardzo mało miejsca poświęca temu, jakie ślady zostawia w człowieku prostytuowanie się. A niewątpliwie zmiany w psychice są trwałe.

d1l2pfd

Nie należę do osób szczególnie pruderyjnych, ale od połowy książki miałam już odruch wymiotny. Dla niektórych pewnie oznaczać to będzie, że Witkowski wybitnie, realistycznie sportretował pewną grupę społeczną. Nic bardziej mylnego. Do tego nie wystarczy zgromadzić w jednej książce setek scen odhumanizowanego seksu. W trakcie lektury wciąż chodziło mi po głowie pytanie: po co ludzie piszą takie powieści? Nie znalazałam ani jednego powodu, by polecić tę książkę komukolwiek.

Granica między Wschodem i Zachodem istnieje tylko w naszych głowach. Pod każdą szerokością geograficzną ludzie potrafią się upodlić. Wszędzie może być smutno i strasznie. Zachód nie musi pachnieć lepszym życiem. Czasem po prostu lepiej ukrywa brudy. Iluzje mają wiele warstw.

Czytając „Fynf und cfancyś”, chce się uciec ze świata wykreowanego przez Michała Witkowskiego, włączyć „What a Wonderful World” Louisa Armstronga z nadzieją, że on unieważni wszystkie plugastwa i podłości, które się zdarzają.

d1l2pfd
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d1l2pfd