Na drugim brzegu duszy
Życie rybaków z nadmorskiej wioski jest proste, ale ani lekkie, ani łatwe. Muszą codziennie wypływać w morze, nawet gdy jest ono wzburzone. Wiosłować godzinami, żeby pokonać oporne fale. Zarzucać sieci i wyciągać je zdzierając dłonie do krwi. A często marny połów, który w tych sieciach znajdą – szybko oprawić, żeby się nie zmarnował. Gdy do tego codziennego znoju niespodziewanie dochodzi nadnaturalne zagrożenie, to sytuacja rybaków staje się naprawdę nie do pozazdroszczenia. Oczywiście dla tych, którzy przeżyją spotkania z wilkołakami, topieluchami, wąpierzami, świdrzakami i innymi stworami rodem z piekielnej menażerii.
W swojej debiutanckiej powieści Patykiewicz próbuje, z napawającym optymizmem skutkiem, uprawiać fantasy o korzeniach słowiańskich. Powołuje do życia świat pełen istot, które mogły w wierzeniach naszych przodków zamieszkiwać i spędzać im sen z powiek. Nie one są jednak głównymi postaciami snutej opowieści, ale Żarek – syn rybaka Kościucha i Żywuli. Chłopak dzieli trudne życie i strach przed niebezpieczeństwem z rodzicami i innymi mieszkańcami wioski. A choć jest jeszcze wyrostkiem i dopiero pierwszy raz został zabrany prze ojca na połów, to mimowolnie staje się bohaterem wydarzeń, które mogą przynieść zagładę jego wiosce i jego światu. Przyczyną owych nieszczęść zdaje się być Gudrun – uratowana przez Żarka młoda Północnica, pochodząca z drugiego brzegu morza. Wioskowa wiedźma Lubicha jest przekonana, że to właśnie Gudrun szukają wysłannicy Złego, mieszkającego po drugiej stronie morza. Jednak niepomny na ostrzeżenia młodzieniec kieruje ku Północnicy swoje zainteresowanie, porzucając wcześniejsze umizgi
do wychowanej z nim pod jednym dachem znajdy Rudawki. Tej ostatniej się to oczywiście niezbyt podoba, a – jak wiadomo – zazdrosna kobieta bywa bardziej niebezpieczna od strzygi.
Napisana sprawnie i ciekawym językiem powieść zaczyna się niemal sielankowo. Trudne i znojne życie rybackiej wioski ukazane jest z pełną ciepłego humoru sympatią i życzliwością. Pomimo tego, że tak wiele w nim trudu i znoju; pomimo, że cały czas ciąży na nim obawa przed zbójeckim najazdem Północników, rybacy potrafią czerpać radość z codzienności i cieszyć się jej drobnymi przyjemnościami. Dopiero nagłe zagrożenie wyzwala w nich skrajne postawy i prowadzi do waśni. A Żarka nie tylko zmusza do walki, ale i doprowadza na drugi, nieznany brzeg morza i do starcia ze Złym. Na tym drugim, „złym” brzegu znowu musi walczyć – z diabłami, olbrzymami, dworskimi intrygami. Ta wyprawa staje się dla niego drogą ku własnej dojrzałości, podejmowaniu odpowiedzialnych decyzji i wybieraniu pomiędzy dobrem a złem. A częściej pomiędzy jednym złem a drugim, bo dobra na „złym” brzegu dorosłości jest jak na lekarstwo. Opowiadająca o tym przyspieszonym dojrzewaniu druga część powieści jest dużo mroczniejsza i tchnie tragizmem.
Z dorosłej perspektywy dzieciństwo często wydaje nam się radosne i beztroskie, pomimo rozlicznych zagrożeń, które zawsze przecież były gdzieś obok, ale raczej tylko szczerzyły kły, a nie gryzły. Z tej samej perspektywy aktualna dorosłość postrzegana jest często w ciemnych barwach, jako ciągła walka, której końca nie widać. W której dobro gdzieś się zagubiło i można wybierać tylko pomiędzy złem mniejszym, złem większym i... Złem absolutnym. Żarek przeprawia się więc na drugi brzeg – z niechcianego przez siebie dzieciństwa w równie niechcianą dorosłość. Dorosłość, która staje się dla niego walką i udręką, odbierającą nadzieję, że poczucie spokoju i bezpieczeństwa towarzyszące dzieciństwu kiedyś powrócą. Co gorsza – wydaje się, że na tym brzegu przyjdzie mu pozostać na zawsze, drogi powrotu bowiem po prostu nie ma. Dopiero biorąc dorosłą odpowiedzialność za siebie i swoje czyny, zyskuje wolność wyboru i kontrolę nad swoim życiem. I to napawa optymizmem, na każdym, nawet najbardziej złym brzegu.
Każdy z nas w którymś momencie swego życia powinien wyruszyć na wyprawę z dzieciństwa do dorosłości. Pełna przygód podróż Żarka ma oczywiste znaczenie symboliczne – to podróż inicjacyjna, żelazny motyw literatury fantasy. Tutaj rozegrany ciekawie i nieszablonowo. Większość postaci to prości rybacy, górale, wojowie, nie zaś opływające w luksusy księżniczki czy królowie. Prowadzą oni proste życie, zajmują ich codzienne czynności, interesuje po pierwsze syte i bezpieczne przeżycie do następnego dnia, a nie roszady królestw na szachownicy świata. Magia jest raczej narzędziem, nie zaś samą w sobie bohaterką, jak to ma miejsce w wielu książkach tego nurtu, Dzięki temu nie przytłacza, ani nie „kradnie” akcji. Bo przecież, jeśli magia może wszystko, a autor co chwila wyciąga nowego królika z kapelusza, to czujemy się oszukani i to, co czytamy traci dla nas wiarygodność i walor prawdopodobieństwa. Zły brzeg jest na szczęście wolny od tej magicznej maniery.