My, koty, żyjemy złożonym życiem
Niedobry kotek. Niegrzeczny kotek. A fe! kotek. To prawda, smutna prawda. Jedna z wielu. Choć akurat nie ta kocia. "My, koty, nie pałętamy się pod waszymi nogami jak psy i nie robimy tego, co się nam każe, gapiąc się wiernie w wasze oczy i zastanawiając, czy gdzieś w pobliżu nie ma jakiegoś kapcia, którego moglibyśmy wam podać." Bohater książki, kot Tuffy, nie znosi marnowania czasu kiedy jego rodzina wyjeżdża na wakacje. Tuffy nie przepada za Wielkimi Pożegnalnymi Uściskami. Tuffy lubi wolność. Wolność czyli cały tydzień wygrzewania się w rabatach na słońcu bez niepotrzebnych wrzasków mamy Ellie. Cały tydzień zbijania bąków na telewizorze bez jakże irytujących i niesmacznych uwag taty Ellie dotyczących jego zwisającego ogona. Tydzień bez koszyka, bez głaskania, bez poklepywania i przytulania. Wspaniałe perspektywy! Wspaniałe plany! Ale, ale... jest jeszcze realne kocie życie. I prawdziwie koci pech! No cóż...
Jest to udana kontynuacja książki Dziennik kota mordercy. Zabawna i przekorna. Bardzo kocia i urocza. Dowcipne, zgrabne ilustracje. W miarę odpowiedni język (na pewno dla dziesięciolatków, jak z sześciolatkami to szczerze mówiąc nie wiem). Humor słowny i sytuacyjny. Świat widziany oczami lekko zwariowanego, rozbrykanego kotka. Przygody jego i grupy miauczących przyjaciół: Belli, Tygrysa, Pusskinsa. I ludzi, którzy mają szczęście z nim się spotkać. Wielkie soczyste miau!