Trwa ładowanie...
recenzja
1 marca 2017, 10:14

Morrison wjeżdża na pełnej

Morrison wjeżdża na pełnejŹródło: Inne
d1ik7yj
d1ik7yj

Gdyby Warner Bros. zdecydowało się zekranizować czwarty tom „JLA”, potrzebowałoby co najmniej czterech klonów Michaela Baya. Rozmach, z jakim Grant Morrison żegna się z serią, jest imponujący.

**Wszyscy ci, którzy czytali poprzednie trzy tomy „JLA”, wiedzą, że po szkockim scenarzyście można spodziewać się w zasadzie wszystkiego. Podróży w najdalsze zakątki wszechświata, dziesiątek postaci, spektakularnych potyczek, ironicznej żonglerki gatunkowymi kliszami i ogromnego stężenia pierwiastka What-the-Fuck. Jednak nawet stali czytelnicy serii będą pod wrażeniem tego, co Morrison upichcił na odchodne.

Trzonem albumu jest historia pod wszystko mówiącym tytułem „Trzecia woja światowa”. Tak mili państwo, Morrison i wspierający go ponownie Howard Porter dociskają pedał gazu, stawiając członków Ligi przed największym kosmicznym zagrożeniem: zmierzającym ku Ziemi Mageddonem, czyli bronią ostatecznej zagłady. Jakby tego było mało, Lex Luthor reaktywuje Gang Niesprawiedliwości, naszą planetę atakują pszczoły z innego wymiaru, wszelkiej maści złoczyńcy dostają małpiego rozumu, a palce wskazujące wielkich mocarstw dzielą milimetry od wciśnięcia Czerwonego Guzika. Akcja gna na złamanie karku, a absurdalne pomysły i hurtowo wprowadzani na scenę bohaterowie rozsadzają kolejne kadry. Trudno jednak zarzucić Morrisonowi, że choć na chwilę fabuła i pstrokata hałastra wymykają mu się spod kontroli.

Patos i patologiczne nagromadzenie wątków jak zwykle studzi absurdalny humor, będący znakiem firmowym Morrisona. Dla czytelnika to chwila wytchnienia, ale i moment, w którym autor otwarcie dystansuje się od, było nie było, infantylnej konwencji. Szczytem jest scena, w której Batman pokonuje Prometeusza („JLA”, t.2), przeprogramowując jego hełm, tak aby przeciwnik dysponował „mocami” Stephena Hawkinga. Pojedynek kończy się słowami: „Po raz pierwszy zaatakowałem człowieka ze stwardnieniem zanikowym bocznym”. Czyż to nie cudowne?

d1ik7yj

Niestety aż tyloma komplementami nie można obsypać Howarda Portera. Specyficzny charakter fabuły wielkiego eventu uwypukla wszelkie niedostatki jego stylu. Postacie w scenach zbiorowych wyglądają jak wycięte z papieru, wciąż kuleją proporcje i mimika, zwłaszcza u bohaterek. Widać to wyraźnie w zderzeniu z rewelacyjną kreską Eda McGuinnessa („Superman / Batman”), który jest autorem rysunków do drugiej historii znajdującej się w albumie.

"JLA – Amerykańska Liga Sprawiedliwości, tom 4" to godne pożegnanie scenarzysty z serią, którą tworzył przez niemal dekadą, ratując podupadającą markę i redefiniując superbohaterską pulpę. Dla fanów lektura obowiązkowa, dla reszty wspaniała okazja, aby zobaczyć m.in. Aquamana dosiadającego gigantycznego konika morskiego.

d1ik7yj
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d1ik7yj

Pobieranie, zwielokrotnianie, przechowywanie lub jakiekolwiek inne wykorzystywanie treści dostępnych w niniejszym serwisie - bez względu na ich charakter i sposób wyrażenia (w szczególności lecz nie wyłącznie: słowne, słowno-muzyczne, muzyczne, audiowizualne, audialne, tekstowe, graficzne i zawarte w nich dane i informacje, bazy danych i zawarte w nich dane) oraz formę (np. literackie, publicystyczne, naukowe, kartograficzne, programy komputerowe, plastyczne, fotograficzne) wymaga uprzedniej i jednoznacznej zgody Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, będącej właścicielem niniejszego serwisu, bez względu na sposób ich eksploracji i wykorzystaną metodę (manualną lub zautomatyzowaną technikę, w tym z użyciem programów uczenia maszynowego lub sztucznej inteligencji). Powyższe zastrzeżenie nie dotyczy wykorzystywania jedynie w celu ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe oraz korzystania w ramach stosunków umownych lub dozwolonego użytku określonego przez właściwe przepisy prawa.Szczegółowa treść dotycząca niniejszego zastrzeżenia znajduje siętutaj