Dobrze wiedzieć, że w ciągle zmieniającym się i pędzącym do przodu świecie jest coś (a raczej ktoś) stały i niezmienny – mam na myśli oczywiście Adriana Mole’a. Z pryszczatego, przedwcześnie dojrzałego, powszechnie lekceważonego i mającego problemy z rodzicami nastolatka o nadmiernie wybujałym poczuciu własnej wartości przeobraża się w trochę mniej pryszczatego, ale z pewnością nie mniej lekceważonego przez społeczeństwo młodego mężczyznę, który wciąż ma problemy rodzinne i manię wielkości. Nie polecam rozpoczynania znajomości z Adrianem od tej książki, będące kompilacją jego listów, fragmentów pamiętnika i próbek jego twórczości. Jest to bowiem pozycja zdecydowanie dla tych, którzy mieli już okazję poznać tego bohatera i zawiłe meandry jego psychiki. Szczere wyznania można potraktować tylko jako dodatek do wydanych już książek Sue Townsend. Znajdziemy tu typowe dla Adriana zaangażowanie w „większą sprawę”, jego potyczki z dorosłym już życiem, śmiertelnie poważne filozoficzne podejście do świata i
zmagania z piętrzącymi się na drodze do osiągnięcia sławy i chęci pokazania światu swojego geniuszu przeszkodami.
W tej niewielkiej książeczce swoimi szczerymi wyznaniami raczy nas nie tylko Mole, ale również Margaret Hilda Roberts, która zdecydowanie powinna stać się bohaterką pamiętników podobnych do tych Adriana z gwarancją, że znalazłaby równie wielu wielbicieli. Jest bowiem jeszcze bardziej komiczna w całej swej powadze i zaangażowaniu niż Adrian. No bo czyż można nie pokochać kogoś, kto pisze tak: „Obudziłam się o 4.20 po półtorej godzinie snu. Dla przyjemności poczytałam sobie chemię dla średniozaawansowanych. Jednakże życie nie może być jednym ciągiem przyjemności, więc zeszłam na dół do sklepu, żeby pomóc ojcu rozwodnić wyciąg z mlecza i łopianu. Z wyjściowych dwóch tuzinów zdołaliśmy wyciągnąć jeszcze tuzin. Ojciec wyjaśnił, że nasze działanie jest całkowicie moralne – sztuczka Jezusa z chlebem i rybami stanowi godny precedens.”
Oba pamiętniki są świetnie napisane, każde zdanie skrzy inteligencją i dowcipem. Efekt psuje tylko umieszczenie (nie wiadomo po co) pomiędzy dwoma pamiętnikami wynurzeń autorki na temat odbytych przez nią podróży. Są zupełnie niepotrzebne, niezbyt zabawne i wklejone tam chyba tylko po to, by książka osiągnęła pożądaną przez wydawnictwo ilość stron. Bo chociaż to Sue Townsend jest autorką obu pamiętników, to jednak jej własny nie jest nawet w połowie tak błyskotliwy, jak dwa poprzednie. Może to po prostu kwestia bohaterów?