Rozżalonych odsyła do prezesa. Mocne słowa pod adresem Kaczyńskiego
Pisarz podzielił się swoją diagnozą na temat obecnej sytuacji społecznej, podgrzanej do czerwoności po ostatnim wyroku TK. Diagnoza, jak na tego pisarza przystało jest obszerna, ale i wyjątkowo mocna. Trafna?
Szczepan Twardoch, podobnie jak wielu innych przedstawicieli świata kultury, aktywnie komentuje to, co po ostatnim wyroku Trybunału Konstytucyjnego, widać na ulicach wielu polskich miast, miasteczek, a nawet wsi. Autor powieści "Król" podzielił się na Facebooku swoją oceną ostatnich wydarzeń, a także refleksją do czego kobiece protesty w efekcie doprowadzą. Pisarz nie tylko wskazał bezpośredniego winowajcę aktualnych napięć społecznych, ale też w mocnych słowach podsumował "zasługi" polityków i  hierarchów w kwestii praw kobiet.
Mocno dostało się nie tyle prawicy, co lewicy, ale także uśpionej zazwyczaj części społeczeństwa, która potrzebuje do przebudzenia "sprawy tak skandalicznej jak orzeczenie TK".
Strajk Kobiet w Warszawie. "Strażnicy" z ONR popchnęli kobietę. Interweniowało pogotowie
Rozżalonych odsyła do Kaczyńskiego
Twardoch nie ma wątpliwości, że naruszenie prawie 30-letniego kompromisu ws. aborcji jest politycznym błędem Jarosława Kaczyńskiego. I podkreśla, że to właśnie pod adresem szefa PiS powinny być kierowane nie tylko pretensje wściekłych kobiet, ale i jego zwolenników tych, którzy czują się protestami w świątyniach dotknięci.
"Jarosław Kaczyński albo fundamentalnie się pomylił, pozwalając im na majstrowanie przy tym byłym już aborcyjnym 'kompromisie', albo się fundamentalnie pomylił, śpiąc do południa i sądząc, że nic specjalnego się nie dzieje. Tak czy inaczej to na nim, jako na człowieku dzierżącym pełnię władzy w Polsce, spoczywa odpowiedzialność za te masowe i w pełni uzasadnione protesty i to do niego pretensje mieć powinni ci katolicy, którym jest teraz przykro, bo ktoś im protestuje na mszy" - stwierdził pisarz, który odsyła do prezesa także zbulwersowanych językiem protestów prawicowych komentatorów.
"Skoro zaś jednak żyjemy w Polsce, w której przysypiający emerytowany geniusz politycznej taktyki dopuścił do władzy szaleńców prawicowych, to milczącej większości protest ma charakter i język lewicowy, a że prawicowych publicystów od tego boli serduszko, no to trudno, niech piszą na Żoliborz, taką politykę popierali swoim piórem, to mają".
Takie rzeczy tylko w książkach
W dalszej części Twardoch odniósł się także do kreowanej przez prawicę narracji dotyczącej uczestników ogólnopolskich protestów.
"Nie, panowie, spiski bolszewików i rewolucjoniści z pistoletami to w moich powieściach, tutaj na ulicy są zwykli ludzie, którzy po prostu nie zgadzają się na to, co próbowali tu urządzić wasi ulubieńcy" - zaznaczył. Mimo poparcia dla walczących o swoje prawa kobiet, pisarz wątpi jednak w to, że protesty są zapowiedzią politycznej zmiany.
Kościół wydał na siebie wyrok
"Niekoniecznie podzielam wiarę w to, iż te słuszne protesty staną się zarzewiem jakiejś wielkiej politycznej zmiany. Kilkadziesiąt procent praktykujących polskich katolików nie zniknie tak po prostu, tak samo jak wbrew fantazjom ordojurków nie zniknie sześćdziesiąt parę procent ludzi sprzeciwiających się orzeczeniu TK, ani np. powoli, lecz stale rosnąca liczba ludzi popierających prawa LGBT+. W tym również, belive it or not, praktykujących katolików" - zauważył. Jednego, czego jest jednak pewien to fakt, że zaostrzenie prawa aborcyjnego zaszkodzi polskiemu Kościołowi.
"Co wydarza się jednak na pewno i to od pewnego czasu, to całkowita i błyskawiczna erozja moralnego autorytetu Kościoła Katolickiego, jak i jego upadek jako liczącego się aktora polskiej polityki. Na nic innego nie zasłużyli" - skwitował pisarz.
Trwa ładowanie wpisu: facebook