Ludzka głupota i naiwność jest rzadkim tematem powieści. Niechętnie przychodzi nam chyba analizować te wstydliwe cechy rodzaju ludzkiego, tę łatwość, z jaką przychodzi bliźnim oszukanie nas, podanie oczywistej blagi jako czystej prawdy. A im oszustwo większe i bezczelniejsze tym szanse na jego powodzenie rosną.
Powieść jest alegorią dziejącą się w świecie bliżej nieokreślonej przyszłości, która pozornie jest dla ludzi świetlana - zlikwidowane zostały wszelkie ważne troski trapiące świat: głód, wojny, rażąca niesprawiedliwość społeczna. Nie nastąpiło to jednak wskutek zgody społeczeństw, lecz inwazji z Kosmosu rasy wyższej, która, co ciekawe, wcale Ziemian nie musiała podbijać. Wystarczył jedynie pokaz siły oraz bratnia pomoc w zwalczeniu innych agresorów, aby wdzięczni mieszkańcy trzeciej planety od Słońca natychmiast oddali całą władzę w ich ręce. Najeźdźcy zlikwidowali granice państwowe, wyrównali standard życia i zagospodarowali rolniczo pustynie i nieużytki. Stali się kimś wspaniałym dla Ziemian. W zamian zażądali tylko dwóch rzeczy: ograniczenia wolności podwładnych i kontyngentów żywnościowych.
Aluzja do przyjaciół zza wschodniej miedzy aż nadto widoczna. Momentami nawet śmiesząca, jak funkcjonujące wszędzie Kluby Kontaktów Kosmicznych, do których wprawdzie przynależność nie jest obowiązkowa, ale bardzo pomocna w karierze. Również system rozdziału żetonów na produkty bardzo przypomina kryzysowe kartki. Trudność z oceną tej książki Zajdla polega na tym, że nie może on się zdecydować na to, czy wyszydzał system komunistyczny panujący w Polsce, dla niepoznaki przebierając go w kosmiczne łaszki, czy też raczej stworzył poważną antyutopię. To wahanie jest przez cały czas wyczuwalne, elementy poważne mieszają się z sytuacjami humorystycznymi, ale w sposób nienaturalny, brak w tym wszystkim polotu, jakiegoś mrugnięcia okiem do czytelnika, który acz bezbłędnie wychwytuje aluzje, to jednak niepokojony jest wyzierającym dramatyzmem.