Trwa ładowanie...
recenzja
17-02-2014 13:43

Miski pełne i miski puste

Miski pełne i miski pusteŹródło: "__wlasne
d3x72ta
d3x72ta

Trwa dobra passa Iwony Chmielewskiej, dwukrotnej laureatki Bologna Ragazzi Award, i po latach jej nieobecności w polskich księgarniach wreszcie sypią się kolejne przekłady. “Cztery zwykłe miski” są mniej efektowne niż wydane niedawno “Cztery strony czasu”, ale pozwalają czytelnikowi zrozumieć, w jaki sposób twórca przekształca rzeczywistość, zmieniając ją w sztukę. Pod tym względem przypominają pierwszą wydaną u nas – i długo jedyną – autorską książkę Chmielewskiej, “O wędrowaniu przy zasypianiu”. Jej motywem przewodnim są wystające spod kołdry dziecięce paluszki, które na każdej rozkładówce metaformują, zmieniając się a to w babki piasku, to w książki, wieże czy pingwiny. Spójrzcie, zdaje się mówić dzieciom “O wędrowaniu...”, rzeczy i kształty nieustannie przelewają się jedne w drugie i ogranicza je jedynie wasza wyobraźnia.

“Książkę można wymyślić o wszystkim. I przyda się w niej wszystko.” – uprzedza na początku “Czterech zwykłych misek” autorka. I faktycznie bohaterami tej książki są skromne dwa koła wycięte z arkusza brązowego papieru do pakowania, które po przepołowieniu stają się tytułowymi czterema miskami. Ale mogą być przecież czymś zupełnie innym. Parasolami. Okularami słonecznymi. Sztangami. Kołami samochodu. W książce wszystko może się wydarzyć, ale jednak pewne historie są ważniejsze od innych. Bo książki mogą nie tylko bawić, wzruszać i rozśmieszać, chociaż to oczywiście jest potrzebne i daje nam wiele radości. Ale książki mogą również zadawać pytania, a niektóre z nich są ważniejsze od innych. Pytanie, zadane przez “Cztery zwykle miski” brzmi: dlaczego niektóre miski są wypełnione po brzegi, inne zaś całkowicie puste i czy można coś z tym zrobić?

Pytania tej wagi nie rozbrzmiewają często w dziecięcych pokoikach, ale nasza odpowiedź na pytanie kończące “Cztery zwykłe miski” określi kształt świata, do którego dorosną ich mieszkańcy. Większość dóbr globu należy do bardzo nielicznej grupy, podczas gdy wielu ludzi cierpi niedostatek. Obok kultury nadmiaru i marnotrawstwa funkcjonują ogromne obszary niedoborów i nędzy. A jednocześnie świat się kurczy i zależności pomiędzy krajami i narodami zacieśniają się coraz bardziej. Coraz mniej rzeczy wydarza się jedynie lokalnie. Nie zdołamy się w pełni uniezależnić od tego, co się dzieje w sąsiednim mieście, sąsiednim kraju, na sąsiednim kontynencie. Można ignorować te więzi i udawać, że nie istnieją, ale nie da się już ich zerwać.

Iwona Chmielewska nie tworzy typowych książek dla dzieci i osadza swoje opowieści graficzne w bardzo szerokiej panoramie filozoficznej, starannie oczyszcza je z rzeczy przypadkowych, z ozdobników, sięgając do spraw uniwersalnych i podstawowych. Ale można rozmawiać o jej miskach – pustych i pełnych – również w bardzo prosty sposób, z perspektywy przedszkolaka, który dopiero uczy się, że czasami jedna łopatka może wystarczyć na cztery ręce, a czasami i czterech łopatek może na dwie ręce zbraknąć. “Cztery zwykłe miski” są książką o tyle niezwykłą, że będą rosły wraz z dzieckiem. Nauka dzielenia się trwa całe życie. W każdym wieku podejmujemy decyzje, czy wybieramy rywalizację, czy współpracę, chociaż skala naszych wyborów się zmienia, podobnie jak ich konsekwencje.

d3x72ta

“Cztery zwykłe miski” oczywiście nie mówią o tym wszystkim wprost. A jednocześnie – pośrednimi środkami, ale jednak bardzo mocno - akcentują postawę samej Chmielewskiej. Ta książka jest w demonstracyjny sposób oszczędne. Ilustracje stworzono, jak zaznacza na końcu autorka, z niepotrzebnych papierów i książek wycofanych z biblioteki. Faktury oddają ich zagięcia, zabrudzenia, wytarcia, barwy są spłowiałe i przyszarzałe. Cały świat “Czterech wspólnych misek” wydaje się zużyty, wytarty pod wieloma rękami. Z ilustracji sypią się litery i strzępy słów, uznanych za niepotrzebne. Chmielewska zbiera je, zmienia i pozwala im znowu przemówić, pokazując, że rzeczy mogą mieć drugie życie, niekoniecznie podobne do pierwszego. Czasami warto poprzestać na czymś skromniejszym, zdaje się mówić ta książka. Zatrzymać się, odetchnąć głębiej, pomyśleć, że świat poza tą książką również przechodzi z rąk do rąk, bo wraz ze wszystkimi zgromadzonymi rzeczami przekazujemy go naszym dzieciom. Dostrzec ślad po obwolucie, układający się
na pożegnalnej rozkładówce w kształt uchylonych drzwi. Zastanowić się nad kółkami brązowymi jak bochenki chleba, dzielonymi i układanymi na białych talerzykach na zaścielonym odświętnym obrusem stole. W naszej kulturze to potężny symbol, ale nawet on jest podany niejako mimochodem, bo przecież wszędzie, pod każdą szerokością geograficzną, dzielimy się jedzeniem. Czasami jest to opłatek, czasami chleb, czasami tort, a czasami pizza, ale akt dzielenia, zaproszenia i gościnności jest uniwersalny.

“Cztery zwykłe miski” są książką ascetyczną, oszczędną w słowach i obrazach, a jednak pozostają w niej wszystkie rzeczy najbardziej istotne. Mężczyzna i kobieta obejmujący się pod wspólnym parasolem, usypiające dziecko, przed którym otwierają się drzwi do Krainy Czarów, zaduma, z jaką spoglądamy w niebo, śmiech, płacz, piękna rozpędzona maszyna, która unosi nas w przyszłość i inna wojenna maszyna, która tę przyszłość niszczy, niezapisany jeszcze dziecięcy zeszyt. Autorka podsuwa nam pewne interpretacje, jak choćby na tej ilustracji, gdzie zawiesza obrazem rafinerii nad stołem roześmianych, pulchnych i dostatnich bogaczy, jednak czyni to niezwykle dyskretnie. Nie musimy za nią podążać.

W tej książce każdy sam wypełnia swoją miskę i znajdzie przestrzeń na własne myśli.

d3x72ta
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d3x72ta