Miłość w czasach Houellebecqa
François, główny bohater ostatniej powieści Houellebecqa „Uległość" (czytelnik niech mi wybaczy, że po raz kolejny wracam do tej książki, ale wciąż siedzi mi w głowie), to niemal klasyczne studium odklejania się współczesnego człowieka od świata wartości.
François, główny bohater ostatniej powieści Houellebecqa „Uległość" (czytelnik niech mi wybaczy, że po raz kolejny wracam do tej książki, ale wciąż siedzi mi w głowie), to niemal klasyczne studium odklejania się współczesnego człowieka od świata wartości.
**Na pozór szczęśliwy, spełniony zawodowo, z mocną pozycją naukową (popartą znakomitym doktoratem na Sorbonie), całkiem niezłym statusem materialnym, odnajduje się w sezonowych romansach z kolejnymi studentkami.
I właściwie niczego więcej nie potrzebuje. Jego jedynym punktem odniesienia (i swego rodzaju substytutem Boga) jest XIX-wieczny pisarz Joris-Karl Huysmans, któremu poświęcił całe twórcze życie. I mógłby tak trwać w nieskończoność, gdyby Houellebecq z premedytacją nie obdzierał go z kolejnych złudzeń. Oto emigruje z Francji kochanka, umierają rodzice, niemal z dnia na dzień traci pracę i perspektywy zawodowe, na dodatek kraj, w którym mieszka, republikańska Francja, zmierza powoli w stronę islamu.
I mimo że z kobietą, która go opuściła, łączył go wyłącznie seks, z rodzicami nie utrzymywał kontaktów, a polityka interesowała go wyłącznie z perspektywy obserwatora, nagle, po raz pierwszy w życiu czuje się zawieszony w pustce niemal doskonałej. Próbuje jeszcze walczyć, śladami Huysmansa szuka równowagi w klasztornej celi, ale szybko się przekonuje, że możliwość powrotu do zagubionej pokolenia wcześniej chrześcijańskiej duchowości to kolejne złudzenie.
Jaki jest finał jego życiowej przygody, zdradzać nie mam zamiaru, z perspektywy tego tekstu puenta nie jest zresztą szczególnie ważna. Istotna jest diagnoza stanu duchowości ludzi współczesnego Zachodu, pisarska obsesja autora „Cząstek elementarnych" . Wątek, który przewija się we wszystkich jego kolejnych książkach. Rezygnacja z wartości to rezygnacja z uczuć, to kapitulacja zarówno w wymiarze indywidualnego człowieczeństwa, jak i w obszarze cywilizacji. Jakże mocno oderwaliśmy się od potęgi duchowej wcześniejszych pokoleń, jak bardzo nas zwiodła fascynacja wolnością i osobniczy egoizm! – szepcą, nie krzyczą, bohaterowie Houellebecqa. „O ile liberalny indywidualizm mógł triumfować, gdy ograniczał się do rozpuszczania struktur przejściowych, takich jak ojczyzny, korporacje i kasty, o tyle musi przypieczętować swoją własną klęskę, jeśli ośmieli się zaatakować najwyższą strukturę społeczną, jaką jest rodzina, czyli demografia – a
wtedy, logicznie, nadejdzie czas islamu" – tłumaczy w „Uległości" jeden z jej bohaterów, konwertyta na islam i zarazem alter ego samego pisarza, Robert Rediger.
Czyżby? – spyta niejeden z czytelników. – Czyżby w istocie Houellebecq przekonywał, że islam to przyszłość Zachodu?
Tak i nie. W tym tkwi oryginalność jego pisarstwa, że pewna jest tu tylko diagnoza. Cała reszta to gra intelektualna, prowokacja. W „Uległości" tylko islam niesie ze sobą receptę na słabości Europy. Argumenty za taką tezą brzmią absolutnie przekonująco, co więcej, główny bohater François (także alter ego Houellebecqa) nie umie sobie z nimi poradzić. To także diagnoza; z perspektywy aksjologicznej pustki każda w miarę kompletna wizja świata jawi się jako panaceum.
Kolejny żart autora? A co z miłością i dlaczego myśląc o niej, poświęcam niemal cały tekst ostatniej książce pisarza, którego nazywa się czasem pierwszym mizantropem Europy? Otóż w jego świecie miłość oczywiście jest absolutnie niemożliwa. Ludziom zostają jakieś fragmenty, drzazgi, ułomki uczuć. Co więcej, trudno się w tym wszystkim doszukać nawet jakiejś tęsknoty za choćby rachityczną miłością.
Cóż zatem? Kompletna beznadzieja? Cokolwiek? Sentyment za czasami minionymi? Może on w jakimś minimalnym stopniu ratuje człowieczeństwo? Boje się, że żyjemy w czasach Houellebecqa. A estetyka lizaków, serduszek, walentynkowych czekoladek i emotikonów to nic innego jak scenografia jego powieści.