„Życie jest jak pudełko czekoladek – nigdy nie wiadomo co ci się trafi” zwykła mawiać mama Forresta Gumpa. Podobnie jest ze zbiorem zawartym w Muzeum Rzeczy Nieistniejących Doroty Terakowskiej, gdyż każde hasło niesie ze sobą językową niespodziankę. Otwieramy książkę na chybił-trafił i czytamy: „Pstry koń – na którym jeździ nie tylko łaska pańska, ale i łaska krytyków i recenzentów dla nieszczęsnych pisarzy”. Krytykowi-Zoilowi śmiejącemu się z przewrotności pisarki zatrute pióro wypada z ręki, a ta uwolniona zaczyna swobodnie wędrować po kartach. W lewo, w górę, w poprzek i w szerz, a nawet na przełaj. I taki sposób lektury polecam – chaotyczny, ludyczny, a przede wszystkim spontaniczny, zupełnie wbrew podziałowi na pięć sal muzealnych i magazyn na dokładkę. Wtedy niczym Harry Potter losujemy „karmelki wszystkich smaków” - raz trafimy na kwaśne hasło zgryźliwe (np. Artyści ze spalonego teatru), innym razem ciągnące się refleksyjnie hasło nostalgiczne (np. Szara godzina)
lub owocowe hasła bajkowe (np.
Siedmiomilowe buty), a czasem niestety też na gorzkie hasło pesymistyczne (np. Kropka). A wszystkie te i wiele innych haseł autorka serwuje w sutej polewie ironicznej, która skutecznie chroni od mdłości i nie pozwala na słodkie rozleniwienie intelektu.
Nieco nieufny sposób patrzenia na rzeczywistość, bogactwo intertekstów oraz sprawność językowa Kustosza sprawiają, że muzeum zwiedza się z przyjemnością. Każdy może w nim odnaleźć coś dla siebie – przewrotny humor, ekwilibrystykę słowną, ucieczkę od utartych schematów myślenia. Różnorodność haseł wynikła ze sposobu ich powstawania – były one nadsyłane przez czytelników „Przekroju” – pozwoliła stworzyć Dorocie Terakowskiej barwny kalejdoskop, zawierający zarówno odniesienia do tekstów literackich (od Prousta i Villona do bajki o Czerwonym Kapturku)
, jak i potocznych wyrażeń i przysłów. Tu i ówdzie pojawiają się nawiązania do współczesności, waloryzowanej negatywnie, gdy mowa wyścigu szczurów i kulcie pieniądza lub pozytywnie na przykład przy wspominaniu Agnieszki Osieckiej. Oczywiście można znaleźć hasła lepsze i gorsze, ale wydaje się, że ocena ta zależy wyłącznie od gustu czytelnika, gdyż powstały wybór zawiera pozycje uznane za najbardziej interesujące. Jeśli ktoś ma ochotę na próbkę zapraszam na
stronę stworzoną przez Doroty Terakowską, gdzie można znaleźć niektóre hasła. Ale ostrzegam, że eksponaty internetowe i książkowe się różnią treścią (np. Śliwka, która wpadła w kompot), ułożeniem w salach, a nawet sposobem opracowania, który w przypadku haseł wirtualnych bywa nieco uboższy i nastawiony na osoby fundatorów. Polecam zatem książkę wszystkim osobom z bogatą wyobraźnią, także językową, i oryginalnym spojrzeniem na świat.