Balbina, panna z dzieckiem i matką, artystką malarką pragnącą ją za wszelką cenę wyswatać oraz ojcem, buforem między żoną i córką. Wszawy Pies, Przemysław Maks Wszawski, ojciec dziecka Balbiny, który na wieść o ciąży dał nogę. Karolina i Radek – przyjaciele Balbiny trwający w stanie narzeczeńskim, gotowi w każdej chwili rzucić się jej na ratunek. Rafał – sąsiad głównej bohaterki. Larysa – jej bezwzględna szefowa, ziejąca na każdym kroku nienawiścią.
To tylko kilka, z pewnością reprezentatywnych z całego szeregu barwnych i zabawnych person występujących w tej książce. Ina (nienawidząca swojego pełnego imienia) stara się ułożyć sobie życie, zostawszy wyżej wspomnianą panną z wyżej wzmiankowanym dzieckiem. *A że nie jest to zadanie łatwe, zwłaszcza dla kobiety zamierzającej się samodzielnie utrzymać z pracy swych rąk, przekona się jeszcze wielokrotnie. *Jednak na swojej drodze spotka ludzi, którzy pomogą jej uwierzyć w to, że warto mieć marzenia i nie rezygnować z nich przy pierwszych niepowodzeniach i starciach z bolesnym twardym życiem.
Jest to ewidentnie pozycja krzepiąca i dająca nadzieję, napisana z humorem, optymizmem i wiarą – w ludzi i świat. Pełna zabawnych momentów, świetnie nakreślonych obyczajowych scenek, bogata w niespodzianki i celne spostrzeżenia odnośnie ludzkiej natury. Trochę bajka, ale w końcu któż z nas nie marzy o bajkowym życiu pełnym happy endów? Któż nie chciałby powiedzieć w końcu – tak udało mi się w życiu, to jest moje miejsce, to są ludzie, z którymi chcę być.
Nie wszyscy co prawda mają takie szczęście, ale nawet jeśli zdarza się ono tylko w książkach i tak warto o nim poczytać. By samemu lepiej się poczuć. Ta powieść, choć może to zabrzmieć kiczowato, jest jak kubek ciepłej czekolady w jesienny chłodny dzień, jak chwila wytchnienia po ciężkiej pracy, jak promyk słońca w zimowy poranek. Kojąca, dobra, znakomicie napisana. Taka, którą odkładasz na półkę z uśmiechem na ustach.