„Largo Winch”, jeden z trzech (obok „Thorgala” i „XIII) flagowych seriali wszech czasów pisanych przez Jean’a Van Hamme’a, nie miał w naszym kraju szczęścia. Najpierw z początkiem XXI wieku za edycję zabrała się oficyna Twój Komiks - ukazały się 4 pierwsze albumy. Następnie edycję przejął Egmont, który na fali francuskiej filmowej adaptacji w 2009 roku wznowił pierwsze 4 albumy w zbiorczym tomie, a w drugim zaprezentował kolejne 4. A potem na 7 lat cisza. Polscy fani serii wielokrotnie indagowali Tomasza Kołodziejczaka z Egmontu o podjęcie kontynuacji. Ostatecznie to Wydawnictwo Kurc - zupełnie nowy edytor, który pierwszy swój tytuł wydał jesienią ubiegłego roku, zajął się „Largo Winchem”. Nie będę ukrywał, że wznowienie serii jest dla mnie świetną informacją. Byłem (i pozostaję) fanem przygód pana Wincha.
Dla przypomnienia, bo być może niektórzy nie pamiętają lub nie czytali wcześniejszych albumów, kilka słów odnośnie fabuły. W pierwszym zeszycie dowiadujemy się, że zostaje zamordowany Nerion Winch, twórca i właściciel gigantycznego międzynarodowego Koncernu W. Wydawać by się mogło, że korporacji grozi upadek, ponieważ Nerion nie pozostawił po sobie spadkobiercy. I tu następuje wolta, bo nagle wychodzi na jaw, że 25 lat temu adoptował on dwuletniego chłopca. Teraz Largo Winczlav jest jedynym i prawowitym spadkobiercą fortuny (i firmy). Ten 26-letni mężczyzna jednak nie jest „dzieckiem korporacji”, nie czuje się dobrze ani w garniturze, ani za biurkiem. Woli podróżować, uwodzić piękne kobiety i wpadać w tarapaty. Serial „Largo Winch” to korporacyjny thriller sensacyjno-szpiegowski, a główny bohater uchodzić może za skrzyżowanie Bruce’a Wayne’a z Jasonem Bourne’em.
Akcja bieżącego tomu obejmuje dwa albumy serii, które połączone są jedną nicią fabularną, i rozpoczyna się od dziwnej rozmowy między dwoma panami. Rozumiemy, że jeden wynajmuje drugiego do jakiegoś zadania. Jak tylko przewrócimy stronę, lądujemy we włoskim mieście zakochanych, uczestniczymy w szaleńczym pościgu między kanałami, mostkami i uśpionymi kamienicami. Jest 3.00 w nocy, grupa mężczyzn kogoś ściga, cel pościgu jest jasny - eliminacja. Czytelnik nie ma zielonego pojęcia, kim jest ścigany mężczyzna, dlaczego ma zostać zamordowany, kto wydał na niego zlecenie, czy gangsterska scena ma coś wspólnego z poprzednią planszą, no i w końcu, dlaczego ostatnią życiową czynnością mężczyzny jest wysłanie faksu? Trzeba przyznać, że scenarzysta świetnie rozpisał początkowe wątki! Wystarczyło sześć plansz, aby przykuć uwagę czytelnika.
A dalej Jean Van Hamme radzi sobie równie dobrze. Intryga się rozwija, zatacza coraz szersze kręgi i wcale nie traci na atrakcyjności. Do wciągającej fabuły musimy dodać jeszcze atrakcyjną szatę graficzna, za którą odpowiada Philippe Francq. Realistyczny styl belgijskiego rysownika dobrze współgra z opowieścią. Szczegółowe przedstawienie wnętrz, postaci (ich ubioru i mimiki) czy elementów architektonicznych (Wenecja prosto z folderu jakiegoś biura podróży) zadowoli nawet najbardziej wybrednych fanów „kolorowych zeszytów”.
W trzecim zbiorczym tomie przygód Largo Wincha dostajemy pogmatwany spisek, supertajną międzynarodową organizację, elementy akcji rodem z filmu szpiegowskiego i szczyptę romansu (ach, te piękne i chętne kobiety - dziś takie przedstawienie postaci kobiecych zakrawa o seksizm, ale pamiętajmy, że komiks powstał pod koniec lat 90. ubiegłego wieku). Całość jest dobrze przyrządzona i podana. Lubię i bardzo się cieszę z powrotu pana Wincha.