Bardzo mnie ta książka zmęczyła. Utrzymana w stylu piosenki hip-hopowej jest wiadrem pomyj, które Masłowska wylewa na wszystkich i wszystko. Detronizuje nawet samą siebie. Z królowej młodej polskiej literatury zamienia się w tej książce w zapomnianą autorkę jednej książki, obecnie matkę-domatorkę tułającą się po Pradze, gdzieś w tle fabuły. Groteskowe postaci wyzbyte są ludzkiej wrażliwości, o inteligencji nie wspominając. To bezmyślne maszyny czy kukły, dla których ważne jest tu i teraz, byle kasa wpadła. A kiedy chce im się płakać, to tylko dlatego, że ktoś może w nich zobaczyć kogoś innego, niż by chcieli. Homoseksualistę na przykład (tu odsyłam do sylwetki głównego protagonisty – Retro Stanisława). Bezsensowny i głupi jest świat, w którym (po)twory Masłowskiej egzystują. Medialno-konsumpcyjna papka zapycha szczelnie mózgi, przedostaje się do komunikacji, powodując potok idiotyzmów. Bzdury sączą się z każdych ust. Nie ma od nich odwrotu. Media kreują masową wyobraźnię, a raczej jej brak zastępują
czystym atawizmem. Cwaniacy zarabiają na owczym pędzie ludzi podziwiających gwiazdki i gwiazdeczki jednego sezonu.
Kilka zaledwie postaci zdaje się przekonywać czytelnika, że to już, niestety, jest to. Koszmar. Apokalipsa. Kończy się świat – balon napełniony ludzką ciemnotą. Pęknie, bo nie jest w stanie już nic w sobie zmieścić. Nihilistyczna Masłowska bluzga nam więc tę piosenkę, naigrywając się przy tym także z samego hip-hopu. Wszędzie widzi postępowy zanik inteligencji. Ta książka jest jak kopniak, który niszczy resztki złudzeń, maski i zasłony. Pokazuje, że otacza nas pustynia i że nic więcej na niej nie urośnie.
Autorka sławetnej Wojny polsko-ruskiej robi to za pomocą hieratycznego, przyciężkiego stylu: potoków myśli, mowy, przejęzyczeń, językowych fragmentów tej jałowizny otaczającej nas nieprzerwanie. I to jest jej prawda. Rzucanie mięsem. Mięso. Ale ja nie chcę wierzyć, że nie można inaczej. Że tylko bagno mnie otacza i wciąga. Naiwnie wierzę w piękno i świata, i literatury. Szukam książek, które podtrzymują moją wiarę i coś z tego chaosu ocalają. Które mają w sobie tajemnicę i potrafią mnie zachwycić. O tak, zachwyt. Właśnie tego mi brakuje w moim czytaniu Masłowskiej.