Masa... kłamstw. Najsłynniejszy świadek koronny prześwietlony
Karty na stół. Tak można powiedzieć o tym, co zrobili Piotr Pytlakowski i Sylwester Latkowski w tej książce. Przeprowadzili rozmowy z przestępcami, z którymi współdziałał Jarosław Sokołowski ps. Masa. Funkcjonariuszami i znajomymi. Porównali je z protokołami przesłuchań i słowami samego koronnego z jego licznych książek. Wyciągnęli niekonsekwencje. Całą masę.
Rachela Berkowska: Jarosław Sokołowski mawia, że po prostu przeszedł na uczciwą stronę. Wierzy mu pan?
Piotr Pytlakowski: Nie wiem, czy on rzeczywiście wierzy w to, co mówi.
To dziennikarze pomogli Masie stać się celebrytą, żałuje pan, że przyłożył do tego rękę?
Wyrósł na autorytet. Młodzi ludzie śledzą go na Facebooku. Wiele osób mu wierzy. Nie możemy przejść nad tym do porządku dziennego. Czerpał i wciąż czerpie profity, oszczędzono jego majątek. Wyceniany był na sześć milionów dolarów. Nie stracił domu w Komorowie, samochodów.
Przeprowadził pan drobiazgowe śledztwo. Czy Masa kłamał?
Wielokrotnie. Kiedy udzielał mi wywiadów przy okazji powstawania reportaży i książek. Ufałem mu i parę razy ledwo się wybroniłem przed sądem. Powiedział na przykład, że komendant główny policji stał na bramce w jego dyskotece w Bytomiu. Skończyło się na sprawie pojednawczej.
To książka przede wszystkim o Masie, ale też całej reszcie, jak o nich mówicie - asów świata przestępczego, którzy postanowili wykorzystać nadarzającą się okazję i zamienić perspektywę wieloletnich wyroków na bezkarność.
Świadkowie koronni pojawili się w Polsce prawie 20 lat temu. Ustawę uchwalono w 1997 roku, a rok później wdrożono ją w życie i powołano pierwszego koronnego, byłego policjanta, który obciążył jedną z grup przestępczych. Sam wcześniej działał w jej strukturach. Razem z Sylwestrem Latkowskim przyglądamy się, jak działa to narzędzie prawne do walki z przestępczością zorganizowaną. Dwadzieścia lat to już szmat czasu. Można pokusić się o ocenę i wyciągnięcie wniosków.
Fragment pochodzi z książki: ”Koronny nr1. Pseudonim Masa”, Piotr Pytlakowski, Sylwester Latkowski, Dom Wydawniczy Rebis.
Masa wyrósł na celebrytę. To zadziwiający przypadek, chyba jedyny w historii kryminalnego świata, że świadek koronny, który powinien żyć w cieniu, bez imienia, nazwiska i twarzy, bryluje w mediach, udziela wywiadów, prowadzi stronę na Facebooku, gdzie opowiada młodzieży, jak cudownie się żyło za czasów mafii. Na dowód zamieszcza swoje zdjęcia w światowych kurortach, w mercedesach i z pięknymi panienkami u boku. No, żyć nie umierać. Masa jawi się jako sympatyczny gość, kulturalny, udzielający porad. Czasem jednak nerwy mu puszczają (”bo ja nerwowy jestem”), kiedy ktoś nawet niechcący nadepnie mu na odcisk, zada nieroztropne pytanie albo przypomni coś niewygodnego z przeszłości. Wtedy Masa zapomina o savoir-vivrze. Bluzga jak za najlepszych czasów. Wyzywa od cweli, frajerów i poje...w. Oto próbka z jego publicznej strony facebookowej:
”Część ludzi zaangażowana w tę dyskusję to cioty włażące po palcu w d…ę. Kolejna część to sieroty, które pier...lą z zazdrości o przytulonej kasie. Zapier...ją za 2k (2 tysiące – przyp. aut.) na miesiąc i jedyne, na co ich stać, to przejazd na gapę w miejskiej komunikacji. Każdy próbował w swoim życiu coś zdobyć, ukraść lub zorganizować na lewo. Tylko wybitne jednostki mają jaja do tego, żeby zarobić kilka milionów. A reszta patrzy z zazdrością”.
No więc jest już jasne, że Masa to jednostka wybitna i do tego z jajami. A także literat.
Gołota kontra Masa, Masa kontra Gołota
W chwili, kiedy piszemy te słowa, w dwóch sądach toczą się sprawy między Masą a małżeństwem Gołotów. Słynny bokser Andrzej Gołota pozwał Sokołowskiego za to, że ten w kilku wywiadach twierdził, iż walka Gołoty z Michaelem Grantem była ustawiona przez Andrzeja Kolikowskiego, ps. Pershing. Kolikowski przyjaźnił się z Gołotą i uchodził za wielkiego fana jego talentu. Na jego walkę z Grantem specjalnie poleciał do USA. Gołota wygrywał wysoko na punkty, ale nieoczekiwanie w 10 rundzie zszedł z ringu, co oznaczało poddanie.
Masa przez całe lata nie kwestionował faktu, że walka była czysta. Potem nagle pamięć mu wróciła. A po pewnym czasie dodatkowo oznajmił, że on sam miał udział w zysku od tego sportowego przekrętu. On i Pershing postawili po 1,5 miliona dolarów na porażkę Gołoty. Zarobili, jak twierdził Masa, 7 milionów dolarów.
Do sprawy odniósł się obecny na tamtym pojedynku dziennikarz sportowy Andrzej Kostyra. Wyśmiał Masę, a jego opowieści określił mianem bzdur plecionych wyłącznie pod kątem reklamy kolejnej książki. Masa w rewanżu obrzucił Kostyrę inwektywami, z których najdelikatniej brzmiało określenie ”dziennikarzyna”.
Andrzej Gołota w swoim pozwie domaga się przeprosin i sprostowania oszczerstw oraz wpłaty 10 tysięcy zł na rzecz Fundacji im. Feliksa Stamma. Opisaliśmy tę sprawę w artykule ”Jak hasa pan Masa”, który ukazał się na łamach ”Polityki”. Poniżej cytujemy jego fragmenty:
Reprezentujący boksera poznańscy adwokaci bracia Grzegorz i Marek Szwoch pozew przekazali Masie za pośrednictwem Zarządu Ochrony Świadków Koronnych CBŚP. Sąd wyznaczył dwa terminy rozpraw, ale Masa dwukrotnie się nie stawił. Z CBŚP wpłynęły jedynie pisma informujące, że świadek koronny z powodu choroby nie może przybyć do sądu. Lekarz wystawił mu ponoć odpowiednie zaświadczenie, ale tego dokumentu sądowi nie dostarczono. W tej sytuacji sąd w kwietniu 2016 r. wydał wyrok zaoczny. Nakazał Masie opublikowanie na własny koszt na łamach ”Super Expressu” oświadczenia o treści wskazanej przez powoda. Oto fragment sprostowania: ”Moje wypowiedzi w tym temacie były nieprawdziwe. (…) Wyrażam ubolewanie z powodu moich nieprzemyślanych słów i niezasadnych oskarżeń”.
Wyrokowi nadano rygor natychmiastowej wykonalności. Do wydawnictwa Prószyński, publikującego cykl rozmów Artura Górskiego z Masą, zgłosił się komornik, ale usłyszał, że ów wydawca nie ma wobec Jarosława Sokołowskiego żadnych finansowych wierzytelności. Wynikało z tego, że Prószyński książki wydaje, ale płaci nie Masie, a Arturowi Górskiemu, który rozlicza się potem z Masą. (…)
Wyrok Masę zabolał. Jego prawnicy wnieśli o wstrzymanie klauzuli natychmiastowej wykonalności. Dowodzili, że wyrok zaoczny nie miał uzasadnienia, bo pozwany poinformował sąd w sposób właściwy o swojej chorobie. Zwolnienia lekarskiego nie mógł przedstawić z uwagi na fakt, że zawierało jego dane osobowe i adres zameldowania, a to naruszałoby jego bezpieczeństwo. Sąd nie uznał zażalenia za zasadne i podtrzymał swoje orzeczenie. W uzasadnieniu wskazał, że pozwany mógł dostarczyć sądowi kopię zaświadczenia lekarskiego z zaczernionymi danymi osobowymi. Inaczej trudno przyjąć na wiarę, że był rzeczywiście obłożnie chory i że lekarz z uprawnieniami biegłego sądowego wystawił mu zwolnienie.
Jarosław Sokołowski pseudonim Masa. Świadek koronny, niegdyś zajmował wysoką pozycję w gangu pruszkowskim.
Kolejne zażalenie Masa złożył do sądu wyższej instancji. W listopadzie 2016 r. Sąd Apelacyjny w Warszawie uwzględnił jego skargę i zawiesił rygor natychmiastowej wykonalności wyroku, bez określenia, do kiedy to zawieszenie ma obowiązywać. W uzasadnieniu stwierdził, że świadek koronny ma szczególną pozycję i jest objęty klauzulą „ściśle tajne”, co dotyczy także zaświadczeń lekarskich o jego stanie zdrowia. Wszelkie dotyczące świadka dane (w tym te o stanie zdrowia) podlegają ochronie informacji na równi, jak napisano w postanowieniu Sądu Apelacyjnego, ”z informacjami dotyczącymi niepodległości, suwerenności i porządku konstytucyjnego, gotowości obronnej, a także bezpieczeństwa funkcjonariuszy, żołnierzy oraz pracowników wywiadu i kontrwywiadu”. Z tej racji nie musiał przedstawiać zwolnienia od lekarza i w ogóle nic nie musiał.
Trzeba przyznać, że takie zrównanie byłego bandyty, a teraz świadka koronnego, z najważniejszymi wartościami wynikającymi z polskiej racji stanu brzmi nieco surrealistycznie. A Masa, kiedy dowiedział się, że jego ochrona jest równa bezpieczeństwu całego kraju, musiał odczuć dumę.
Sąd Apelacyjny, jak można się domyślać, nie wiedział, że w tym samym czasie, kiedy tak troszczył się o bezpieczeństwo danych osobowych świadka koronnego i z tego powodu zapewnił mu na czas nieokreślony bezkarną możliwość oczerniania innych, Masa na Facebooku wziął pod obcas amerykańską adwokatkę Mariolę Gołotę, żonę Andrzeja. Wypisywał na jej profilu obraźliwe stwierdzenia, poniżał ją i jej męża. Pisał, że Mariola udaje prawniczkę. Twierdził, że nie zaliczyła studiów, a jedynie skończyła jakieś kursy. Andrzeja Gołotę wyśmiewał z racji jego wady wymowy. Właścicielka profilu próbowała zablokować Masę, ale ten wciąż powracał i dokonywał obraźliwych wpisów. W rewanżu Mariola Gołota napisała, że „Masa bezkarnie żyje na koszt podatnika, publikując swoje kłamstwa względem zwykłych ludzi”. Nazwała go też pasożytem, który „swoimi brudnymi przestępczymi słowami rozsiewa złość i nienawiść”. Masa jakby tylko na to czekał. Pozwał Mariolę Gołotę do sądu, bo uznał, że jej słowa naruszają jego dobre imię i godność osobistą. Zażądał przeprosin na pierwszej stronie „Gazety Wyborczej” oraz zasądzenia od pozwanej 100 tysięcy zł na rzecz Fundacji Pomocy Wdowom i Sierotom po Poległych Policjantach.
Pozew Masy wpłynął do Sądu Okręgowego w Rzeszowie, bo właśnie Podkarpacie było ostatnim miejscem zameldowania Marioli Gołoty przed jej wyjazdem z Polski. Z treści pisma procesowego wynika, że Jarosław Sokołowski uważa, iż żona słynnego boksera postawiła mu nieprawdziwe zarzuty naruszające jego cześć. Uznał, że 100 tysięcy zł to właściwa kara, a jej wysokość wynika z sytuacji majątkowej pozwanej. Sam wniósł o zwolnienie go z konieczności uiszczenia kosztów sądowych, bo jako osoba pozostająca na garnuszku skarbu państwa ”nie jest w stanie ponieść kosztów bez uszczerbku dla własnego utrzymania”. Tym samym poinformował sąd, że nie ma innych poza zapomogą dla świadka koronnego źródeł finansowania. Nie wspomniał o honorariach za książki, o fakcie, że sprzedaje swoje cenne autografy i że pod zmienionym nazwiskiem prowadzi działalność gospodarczą. Zresztą sąd w Rzeszowie żadnych pytań o sposób zarobkowania powoda nie postawił. Zwolnił go z opłaty sądowej i kosztów procesowych. (…)
W pozwie Masa nie występuje jako Jarosław Sokołowski. Używa innego nazwiska i dokumentów legalizacyjnych, jakie mu wyrobiło Centralne Biuro Śledcze Policji. I chociaż, jak podkreślił cytowany wcześniej Sąd Apelacyjny w Warszawie, jego dane podlegają najściślejszej ochronie, tym razem sam je ujawnił. Pozew jest jawny i każdy może przeczytać, że Masa występuje jako Jarosław Ł. Podaje też swój pesel. Wystarczy teraz przejrzeć firmy zarejestrowane w Krajowym Rejestrze Sądowym, aby bez większego wysiłku znaleźć Sokołowskiego vel Jarosława Ł. jako prezesa spółki LBS ze Skotnik pod Zgierzem, zajmującej się produkcją telewizyjną (a w gruncie rzeczy firmującą telewizję internetową ”Mafia to nie tylko Pruszków”, gdzie Masa często występuje). Ma w niej 40 udziałów o wartości 2 tysięcy zł. Ten sam Jarosław Ł. jest właścicielem firmy obracającej nieruchomościami w gminie Koleczkowo na Pomorzu i prowadzi szereg innych przedsięwzięć.
W przypadku Masy ochrona danych świadka koronnego i jego bezpieczeństwa to zwykła fikcja, bo działa tylko wtedy, kiedy on sam chce wymigać się od odpowiedzialności. Każdy, kto chciałby go zdekonspirować, uczyni to przy jego pomocy łatwo i szybko. (…)
Andrzej i Mariola Gołotowie muszą zmierzyć się z fenomenem, który możliwy jest tylko w kraju nad Wisłą. Wygrali proces (w pierwszej instancji), walcząc z kłamstwami rozpowszechnianymi przez świadka koronnego, ale na razie nie są w stanie wyegzekwować wyroku, bo ich przeciwnik korzysta ze swoich nadzwyczajnych praw. Jednocześnie sami muszą stawiać mu czoło w procesie, jaki w rewanżu im wytoczył. W innych krajach świadkowie koronni stają się niewidzialni. Nie istnieją publicznie, nie wypowiadają się dla mediów, a po zakończeniu swojej misji wtapiają się w tłum, korzystając ze zmiany wizerunku i nowych danych osobowych. Tylko w Polsce świadek koronny może brylować jako celebryta i śmiać się w twarz wszystkim, których nurza w błocie oszczerstw.
”Koronny nr1. Pseudonim Masa”, Piotr Pytlakowski, Sylwester Latkowski, Dom Wydawniczy Rebis.