Mariusz Szczygieł po Nike: Jak to dobrze, ku…, że się urodziłem
Tylko w WP Mariusz Szczygieł opowiada, jak balował po gali nagrody Nike, na co wyda 100 tysięcy złotych i dlaczego się popłakał. – Ci, co mówią, że moja książka to gó...o, bez czytania jej, mogą dla mnie nie istnieć – mówi wybitny reporter i pisarz.
Sebastian Łupak: Płakałeś, widziałem…
Mariusz Szczygieł: Ja wiem, że jak internautom powiem, że się rozpłakałem, to niektórzy uznają to pewnie za fantastyczną okazję, żeby mi przywalić w komentarzach. Podobno nie można okazywać swoje słabości "ludożerce", bo ludzie lubią sobie z czyjeś słabości folgować. Ale tak – płakałem. Cieszę się, że poleciały mi łzy, bo tak rzadko mi lecą. A każdy mężczyzna powinien trochę popłakać. Wtedy jest mniej zawałów i wentylacja płuc jest lepsza.
PRZECZYTAJ TEŻ: Nagroda Nike 2019 dla Mariusza Szczygła za "Nie ma"
Ogromne wzruszenie?
Jak zrozumiałem, że dostałem tę nagrodę, to wiesz, co mi się zaczęło dziać? Moje wnętrzności zaczęły pulsować. Nigdy nie byłem w ciąży, ale chyba teraz przez chwilę byłem. Moje wnętrzności zaczęły mi skakać, jakbym miał drugą istotę w sobie. Złapałem się za twarz – łzy same mi poleciały. Ja rzadko płaczę, ale nie można nad tym zapanować. Byłem bardzo wzruszony, bo "Nie ma" jest moim zdaniem moją najważniejszą książką i najlepiej napisaną przez mnie. Jest przeżyta i jest osobista.
ZOBACZ WIDEO: Prolog: Mariusz Szczygieł o historiach z nowej książki
Niektórzy piszą, że najgorsza czy najnudniejsza…
No nie wiem, skoro jury ją wybrało i czytelnicy, to chyba jakiejś części się musi podobać? Podoba mi się to, że niektórym się ona nie podoba..
Jak to?
Bo to znaczy, że się o literaturze dyskutuje, że literatura kogoś obchodzi. Są też, oczywiście, tacy, którzy nie przeczytali i już piszą, że gówno. Dla mnie taka osoba nie istnieje. W ogóle mnie taka osoba nie obchodzi.
Twoi rodzice się ucieszyli z nagrody?
Zadzwoniłem do nich. Mama się popłakała i mówi: "tata każe ci przekazać, że bardzo cię kocha". A ja słyszę w tle głos mojego 86-letniego taty: "I powiedz, że bardzo go szanuję!". To piękne: nie tylko mnie kocha, ale też szanuje.
To są takie momenty, że myślę sobie: kur..., jak to dobrze, że się urodziłem!
Ludzie będą się zastanawiać, co zrobisz z nagrodą. To 25 tysięcy euro…
Dostałem już prośby o pożyczki, na które nie reaguję. W końcu to ogromna suma, działa na wyobraźnię. 50 tysięcy złotych przeznaczę na produkcję kolejnej książki. Czekają mnie przy tej okazji wyjazdy do USA i Niemiec. Nasze wydawnictwo - Dowody na Istnienie - które wydało "Nie ma", a w którym też mam udziały, jest malutkie i nie stać go, czy nas, na zaliczkę dla mnie.
Są przecież bogatsze wydawnictwa w Polsce…
Niektóre oferują mi za książkę 300 tysięcy złotych zaliczki. Ale ja jestem lojalny. Chcę to robić z przyjaciółmi i wydawać w Dowodach na Istnienie.
A drugie 50 tysięcy zł z nagrody?
Musimy dodrukować moją książkę. Więc będę musiał pożyczyć im drugie 50 tysięcy na dodatkowe wydanie.
Czyli zaraz będzie po pieniądzach?
Napisali na pewnym portalu, że mam szczęśliwy rok, bo rzekomo dostałem cały majątek Zofii Czerwińskiej, w tym jej mieszkanie plus teraz 100 tysięcy. Nie mogę im tego wybaczyć. Ja jestem odporny, ale jest w tym jakaś polska zawiść. Mieszkanie po Zosi Czerwińskiej otrzymuje jej bardzo daleka rodzina w spadku, a mnie nie ma w testamencie. Ja nie dziedziczę. Ja mogę powiedzieć, co zrobiłem z pieniędzmi, które mi zostały po pogrzebie Zofii Czerwińskiej, bo ona mi zostawiła pieniądze na swój pogrzeb.
I co zrobiłeś?
To, co mi zostało, wpłaciłem na swoje studia. Zacząłem płatne studia podyplomowe w PAN - historia sztuki. Uważam, że jestem w wieku, że wszystko mogę. Mieć 53 lata to jest najpiękniejszy czas: wiem, czego chcę; sam stanowię o sobie; umiem być asertywny; i jeszcze nie muszę używać viagry. Na Czechach znam się dość dobrze i znam się też dość dobrze na reportażu. I co mnie jeszcze pochłania? Właśnie historia sztuki. Stąd te studia. Zosia Czerwińska była bardzo dobra, że mi te studia ufundowała.
Wrócimy do gali rozdania Nike w niedzielny wieczór. Jak wyglądał twój wieczór po jej zakończeniu?
O godz. 21 skończyła się transmisja, a ja zostałem pochłonięty przez czeluści BUW-u [Biblioteka Uniwersytetu Warszawskiego]. Tam były nagrania, wywiady. Trwało to dwie godziny. Później zszedłem na dół, bo chciałem podziękować jury i przywitać się z moimi "psychofanami". Mam takich. Pisali mi, że będą i że nawet, jak nie wejdą do BUW, to będą czekali pod drzwiami. Chciałem sobie użyć trochę radości. Ale już składali stoliki, a z 500 osób zostało może 30.
Została piątka moich przyjaciół, w tym moi redaktorzy. Chcieliśmy gdzieś pójść, napić się wina, coś zjeść, ale w Warszawie w niedzielę wszystko zamykają o 23 albo o północy. Więc kupiliśmy w nocnym wino białe i czerwone, i pojechaliśmy do mnie.
Domówka?
W moim niewysprzątanym mieszkaniu. Siedzieliśmy do trzeciej nad ranem. Gdy oni poszli, usiadłem do autoryzacji wywiadów dla czeskich mediów.
Oszalałeś? O 3 w nocy?
Udzieliłem tam wcześniej 11 wywiadów, które mają się ukazać w tym tygodniu w czeskiej prasie. Była wieczorna prośba o jedną autoryzację, bo o 10 rano jeden tygodnik idzie do druku.
Potem już spałeś?
Byłem rozwibrowany, nie mogłem zasnąć. Wiedziałem, że moi followersi na Instagramie też są pełni emocji. Chciałem im coś dać. Ale co – moje zdjęcie? Aż takim narcyzem nie jestem. Więc myślę, sfotografuję tę Nike. Ale gdzie ją postawić? Mieszkanie po imprezie zawalone talerzami. Najpierw postawiłem ją w łazience, tam gdzie stoi Lenin. Ale potem pomyślałem, że lepiej wygląda na szafce w przedpokoju. To dawna szafka na narzędzia medyczne z lat 50. ze zdartą farbą olejną. Tam to bardzo pasuje. I to dałem na Instagram.
Trwa ładowanie wpisu: instagram
I wtedy wreszcie zasnąłeś?
Na cztery godziny. Wstałem, włączyłem telefon. O godz. 9 rano było 441 sms-ów. Potem zajrzałem do maili, na Instagram, na FB. Muszę wziąć wolne, żeby na to wszystko odpowiedzieć.
A potem poszedłem na wuef.
Na wuef?
No tak – na zajęcia sportowe, na których nie byłem od miesiąca. No, a dlaczego ja jestem taki szczupły? Bo chodzę na wuef dwa razy w tygodniu. A po drodze na siłownię zdawało mi się, że cała Warszawa oglądała galę Nike. Ludzie podchodzili, mówili ”Panie Mariuszu, jestem taka dumna z pana”.
Trener personalny też gratulował?
Mój wuefista – Stasiek – dał mi swoją Nike.
Czyli?
Wyciągnął z torby koszulkę Nike. Ja co prawda jestem typem no logo i nigdy nie mówię, skąd są moje koszule, nie oznaczam firmy na Instagramie. Ale tu jest jednak korelacja: Nike i Nike. A potem Stasiek dodał: "Czy Nike, czy Reebok, zapieprz musi być". Uznał, że robimy klatkę piersiową i rozciągamy ciało.
Stasiek ciebie czyta?
Nie, on czyta tylko o anatomii. Ale galę oglądał. Powiedział, że inni pisarze i pisarki byli skurczeni, przekrzywieni, a ja jeden siedziałem wyprostowany. I dodał: "widzisz, w ten sposób przygotowujemy cię do starości. Będziesz miał najlepszą starość ze wszystkich". Praca pisarska to ciężka praca fizyczna, bo skupienie się w jednej pozycji siedzącej, gdy piszesz, robi ogromne szkody dla organizmu. Są ciężkie skutki fizyczne i trzeba to odkręcać.
Teraz odpoczywasz?
A gdzie tam. Idę zaraz do Żabki po mleko, robię kawę i piszę felieton do Dużego Formatu. W końcu Nike czy Reebok, zapieprz musi być!
Trwa ładowanie wpisu: instagram