Marina Abramović podzieliła Polaków. Jedni się modlą, inni zachwycają
Marina Abramović tworzy sztukę, która nikogo nie czyni obojętnym. Krew, przemoc i nagość rodzą skrajne emocje. Ale to nie wszystko, czego doświadczy publiczność w Toruniu.
- Kiedy ktoś mi mówi "nie", wtedy wszystko się zaczyna – mówiła Marina Abramović na wernisażu w Toruniu. Serbska artystka ceniona na całym świecie taki sprzeciw słyszy chociażby od niektórych polskich konserwatystów. Słysząc o dokonaniach Abramović, zaczęli się skrzykiwać na publiczną modlitwę przed budynkiem muzeum. Ich zdaniem jej sztuka promuje okultyzm, satanizm, a w Toruniu dojdzie do "aktu poddania Polski Szatanowi".
"Babcia performance'u", jak sama o sobie mówi, przyjechała do Polski z wystawą retrospektywną "Do czysta". Składa się na nią około 120 dzieł, które podsumowują pół wieku pracy artystycznej. Od wczesnych rysunków i obrazów, przez formy przestrzenne, po najsłynniejsze działania z gatunku performance.
Abramović mówiła w Toruniu, że bardzo szybko odkryła swoje "powołanie", co wcale nie znaczy, że miała łatwiej niż inni artyści. Znalezienie właściwego dla siebie środka wyrazu doprowadziło ją do ekstremalnych przeżyć. Psychicznych i fizycznych. Ból, cierpienie i niewiadoma, czy przeżyje kolejny performance, towarzyszyły jej niemal przez całą karierę.
Zobacz także: Marina Abramović w Toruniu. "Moja sztuka wywodzi się z komunizmu i duchowości"
72-latka dała do zrozumienia, że jej sztuka jest niejako owocem dorastania w komunistycznej Jugosławii (urodziła się w Belgradzie) i wychowania przez ortodoksyjną babcię. Rodzice Mariny w czasie drugiej wojny światowej byli partyzantami, a później "czerwoną burżuazją" (określenie ich córki) pod rządami Tito. Dziadek Mariny, Barnaba, był patriarchą Serbskiego Kościoła Prawosławnego, ale zmarł przed jej narodzinami. Wychowaniem dziewczynki w wierze zajęła się jej babcia.
W dziełach składających się na wystawę "Do czysta" nie brakuje motywów i ikonografii religijnej. Ale trudno te dzieła nazwać sztuką sakralną. Dla przeciwników Abramović to nic innego jak bluźnierstwo, okultyzm i fascynacja satanizmem.
W Toruniu można zobaczyć m.in. wielki lodowy krzyż, na którym kładła się naga artystka, wcześniej wycinając sobie żyletką pięcioramienną gwiazdę na brzuchu. W innej sytuacji pojawia się płonący pentagram, w którym Abramović spaliła obcięte paznokcie i włosy. Następnie położyła się między ognistymi ramionami gwiazdy i straciła przytomność.
Takich niepokojących sytuacji jest w sztuce Serbki całe mnóstwo. Abramović niemal od początku pracy twórczej traktowała swoje ciało jako obiekt, przedmiot poddawany rozmaitym ingerencjom. Nie zawsze krwawym i bolesnym, o czym przypomina odtworzenie jednego z performance'ów w toruńskim muzeum.
W przejściu o szerokości drzwi, prowadzącym z jednej sali do drugiej, artystka ustawiła młodego mężczyznę i kobietę. Stali bez ruchu naprzeciwko siebie kompletnie nadzy. Na ścianie obok zawieszono zdjęcia z tego performance'u, który lata temu wykonywała sama Abramović. W Toruniu można było ominąć to przejście, ale w oryginalnej sytuacji publiczność przeciskała się między nagimi artystami.
Na wernisażu Abramović mówiła, że tytuł jej biografii "Pokonać mur" idealnie odwzorowuje to, czym zajmuje się przez całe życie. Kiedy widziała jakąkolwiek przeszkodę, nie poddawała się, tylko parła naprzód. Rozbijała kolejne ściany, by osiągnąć zamierzony cel. Czasem była to niechęć otoczenia, innym razem konieczność przezwyciężenia własnego wstydu, bólu, strachu.
Jedni widzą w twórczości Abramović poszukiwanie miłości, ale nie sposób jej oderwać od ciągłej walki wymagającej ogromnej odwagi i zaangażowania. Przekona się o tym każdy, kto odwiedzi toruńskie Centrum Sztuki Współczesnej przed 10 sierpnia.
Więcej informacji o wystawie można znaleźć pod tym adresem.