O tym, że trudno wygrać w lotto, nie trzeba nikogo przekonywać. Tak samo, jak do tego, że spóźnienie się na autobus, który będzie miał wypadek, jest ogromnym szczęściem. Ale nie trzeba tak skrajnych przykładów na to, by udowodnić, że życiem w znacznej mierze żądzą przypadki. Ale czy niektóre z wydarzeń są przypadkami czy też przeznaczeniem…? Takie pytanie cały czas zadają sobie bohaterowie Telefonu od anioła, romantycznego thrillera, w którym dziwny, ale całkowicie możliwy zbieg okoliczności bierze górę nad całym dotychczasowym życiem bohaterów.
Madeline Greene mieszka w Paryżu i ma wszystko, o czym mogłaby marzyć dorosła kobieta – cudownego narzeczonego, własny, kwitnący interes (i to dosłownie – kwiaciarnię), niezależność i stabilizację finansową. Ma też przeszłość, której mroki z powodzeniem udaje jej się skrywać. Do czasu. Jonathan jest szefem kuchni, który w wyniku problemów finansowych i osobistych, musiał się pożegnać z bujną karierą i zająć się drobnym interesem, który, powiedzmy, daje mu minimalną, ale wystarczającą satysfakcję. Dzielą ich od siebie setki kilometrów, łączą zaś… takie same modele telefonu, którymi w wyniku zamieszania i niezbyt miłego spotkania na lotnisku, przypadkowo się zamieniają. A że ciekawość ludzka bywa naprawdę silna, a nowoczesne telefony to skarbnica wiedzy o ich właścicielach, między Madeline i Jonathanem zaczyna się rodzić fascynacja, zdystansowana, ale stająca się coraz silniejszą, a w końcu budująca więź, opartą już nie tylko na ciekawości… Do obojga powracają duchy przeszłości, a raczej… jeden wspólny. Tylko
jak mógł ich połączyć…? I czy na pewno to już zamknięty rozdział…?
Jest w tym wszystkim jakaś nutka tandety, fabuła dla naiwnych, intrygująca, a zarazem mająca w sobie coś z prostactwa, od niechęci do miłości, zbyt dużo zbiegów okoliczności, zbyt idealni, nawet w swoich wadach bohaterowie – typowi, dość płascy, pełni skrajności i niedomówień. Nie brzmi dobrze. Ale dziwnym trafem, mimo tego wszystkiego, powieść naprawdę dobrze się czyta! Pomijając wprawny warsztat poczytnego przecież autora, który ma na koncie mnóstwo sukcesów i doskonale wie, jak zatrzymać przy sobie czytelnika samą techniką pisarską, fabuła ma w sobie coś z magii, coś z taniego kiczu, na który patrzy się z przymrużeniem oka i coś z oryginalności, co razem daje zgrabną powieść, nie z najwyższych półek, ale łatwo przyswajalną i szczerze interesującą. Można się zastanawiać nad zbyt dużą ilością prostych rozwiązań, nad sztampowością w konstrukcji bohaterów, na tak typową kontrastowość dwóch światów, które łączy przypadek… I jak się już nad tym zastanowić, to… to i tak Telefon od anioła okazuje się
intrygującą i wciągającą opowieścią o tym, jak jedna chwila może zmienić całe życie (ot, też typowy frazes!). Mogłaby być równie dobrze komedią, prostą obyczajówką o tym, jak przypadek wpływa na decyzje dwojga ludzi, których życie wydaje się dobrze ułożone, ale jednak opowieścią ze znaczną nadwyżką wątku kryminalnego, który sprawia, że historia nabiera tempa, toczy się w innym kierunku, niż można by się spodziewać i choć miewa chwile zbyt typowe i zbyt łatwe do przewidzenia, jest po prostu ciekawa. A to, że dochodzi do niej jeszcze motyw wzajemnej fascynacji i w efekcie miłości… no cóż, tak musiało być.
Powieść Musso zdecydowanie zasługuje na pozytywny odbiór. Jest prosta, łatwa, ale szczerze ciekawa, stanowi interesującą, choć niewygórowaną rozrywkę, łączącą w sobie dreszczyk towarzyszący lekturze kryminałów i rozluźnienie płynące z poznawania zawiłych historii o zauroczeniu. Do tego łatwość wizualizacji bohaterów – pięknej bogatej kobiety i kulinarnego artysty również wpływa na przyjemność czytania (abstrahując od wieku bohaterów i w oderwaniu od zbytnich szczegółów, w filmowej adaptacji można by sobie wyobrazić np. Monicę Belluci i Gerarda Butlera). Jest plastyczną, pełną zarówno ciepła, jak i chłodu, kwiatowo-kulinarnych aromatów powieścią, która może nie powali na kolana, ale przynajmniej pozwoli na chwilę kompletnego, bezpretensjonalnego, dobrze spełnionego relaksu.