„Nie obchodzi mnie wysokość piramidy Cheopsa, i w którym roku, kogo tam pochowano. Zastanawiam się, jak żyli robotnicy-niewolnicy, którzy ją budowali. Interesuje mnie już tylko historia zwykłych ludzi”. Słowa Pawla Rankowa pochodzące z udzielonego w maju wywiadu skrywają najważniejszą myśl „Matek”. Bowiem opowieść o wywiezionej do łagru Zuzanie, jest przede wszystkim opowieścią o tym, jak wielka historia kształtuje losy zwykłych ludzi. Stalin i jego śmierć, przerażająca machina obozów pracy, kończąca się II wojna światowa i „wyzwalająca” wschodnią Europę radziecka armia – te tematy mogłyby zdominować „Matki”, jednak u Rankowa to tylko dalekie tło dla losów głównej bohaterki.
A trzeba przyznać, że te są naprawdę niezwykłe. Zuzana wprawdzie jest postacią fikcyjną, ale słowacki pisarz stworzył ją na podstawie prawdziwej historii kobiety – kochanki rosyjskiego żołnierza - która w 1945 roku została posądzona o zdradę i wywieziona w głąb Rosji. Pech (a może szczęście?) chciał, że dziewczyna była akurat w ciąży i dziecko musiała urodzić w niewoli. Kolejne lata jej życia wypełniała więc nie tylko heroiczna walka o własne życie, ale także o życie wychowywanego w łagrze dziecka. I choć wydawać by się mogło, że noworodek nie miał prawa przeżyć w tak ciężkich warunkach, opowieść Zuzany jest dowodem na to, że historia lubi sobie kpić z naszych założeń.
Największy triumf „Matek” kryje się w tym, iż Rankow dopuszcza do głosu postacie zazwyczaj pomijane i zapominane. Zuzana to fatalny materiał na bohaterkę literacką, gdyż nie ma w niej absolutnie nic wyjątkowego – to zwykła, prosta dziewczyna, którą tryby historii przemieliły przez przypadek. Nie jest nawet zbyt inteligentna, więc jej rozważaniom daleko do intelektualnych wywodów Herlinga-Grudzińskiego czy Sołżenicyna. Jednak w uwadze jaką poświęca jej Rankow (a dzięki niemu także czytelnik) jest coś głęboko humanitarnego, niemal rozczulającego – oto widzimy prawdziwego człowieka, bez żadnych upiększeń, z wszystkimi jego przywarami i słabościami. Postawionego w sytuacji, w której nikt nie potrafiłby się odnaleźć.
Ważnym tematem powieści Rankowa jest także macierzyństwo. Zuzana jest tylko jedną z tytułowych „Matek” – niezwykle ważną postacią jest także Irina, obozowa strażniczka, która wychowuje nieświadomego „adopcji” synka Zuzany. Jej macierzyństwo jest macierzyństwem agresywnym, narzuconym, a jednak szczerym – o ile bowiem stosunki pomiędzy obiema matkami dziecka są niezwykle skomplikowane, o tyle łączy je bezwarunkowa miłość do synka. I choć przedstawiana z perspektywy Zuzany Irina jest bohaterką trudną do polubienia, to scena rozdzielenia jej i dziecka wypada naprawdę poruszająco.
Chwaląc Rankowa warto jednak pamiętać, iż nie ustrzegł się on pewnych uproszczeń. Pisząc o macierzyństwie przedstawił tylko jedną jego stronę – tę konserwatywną i wyidealizowaną. Wszystkie jego matki są postaciami pełnymi poświęcenia i miłości, gotowymi do największych wyrzeczeń. Nawet gdy w jednym z wątków drugoplanowych, przyszła babka namawia córkę do usunięcia ciąży, czyni to tylko dlatego, iż chce chronić swoje dziecko. I choć jest w tym wyidealizowanym obrazie macierzyństwa dużo piękna i czułości, to nie sposób nie dostrzec, iż jest on nieco prosty. By nie powiedzieć – prostacki.
Prosty/prostacki jest także język, którym napisane są „Matki”. Owszem, można to wytłumaczyć stylizacją – Zuzana to niewykształcona dziewczyna, a jednym z ważniejszych tematów powieści jest wartość „oral history” – nie zmienia to jednak faktu, iż miejscami „Matki” czyta się po prostu topornie.