"Łzy Mai": Androidy i mordercy [RECENZJA]
Świat przedstawiony w „Łzach Mai” z wielu powodów może kojarzyć się z tym znanym z „Łowcy androidów”, ale zdecydowanie istotniejsze jest, że czytelnicy znajdą w powieści Martyny Raduchowskiej naprawdę przemyślaną intrygę kryminalną.
Wprawdzie akcja toczy się w nieodległej przyszłości (lata 30. obecnego wieku), ale od naszych czasów najwyraźniej dokonał się poważny skok technologiczny. W mieście New Horizon nie brakuje bowiem ani cyborgów, ani replikantów, a niemal wszystko jest kontrolowane przez komputery. Szybko możemy się przekonać, że nie doprowadziło to do zapewnienia ludziom bezpieczeństwa i pełnego komfortu życia. Już na samym początku jesteśmy świadkami dramatycznych starć w siedzibie Beyond Industries, gdzie pracownicy firmy i przybyli na badania kontrolne policjanci zostali zaatakowani przez scyborgizowane klony, nad którymi kontrolę przejęła tajemnicza grupa buntowników nazywająca siebie Equilibrium. Ich celem było przejęcie opracowanego przez Beyond Industries nowego neuroprzekaźnika – reinforsyny. Podobno przy jego długotrwałym użyciu pojawiają się wprawdzie działania niepożądane, ale pewne jest też, że u ludzi może udoskonalić wydajność układu nerwowego, a androidom pozwala odczuwać prawdziwe emocje. Trudno się więc dziwić, że aby zdobyć zapasy niemal całej wyprodukowanej reinforsyny, buntownicy nie zawahali się zabić tak wielu ludzi.
Z tej krwawej jatki ocalał zaś porucznik Jared Quinn, który zawdzięczał to głównie wsparciu swej podwładnej – replikantki Mai. Niestety wkrótce drogi tych dwojga się rozeszły. W czasie kiedy porucznik przechodził długotrwałą rehabilitację, Maya uciekła bowiem z New Horizon. Miała przy tym całkiem racjonalny powód – jako „niepewnemu” androidowi groziła jej egzekucja. Co gorsza, Quinn zaczął podejrzewać, że replikantka była po stronie buntowników już w trakcie starć w Beyond Industries…Głównemu bohaterowi ze względu na wspomnienia o tych wydarzeniach niezwykle trudno było zaś pogodzić się z tym, że sam stał się cyborgiem i może stać się obiektem cyberataku.
Sytuacja robi się zaś naprawdę interesująca w momencie, kiedy Quinn zostaje wezwany w sprawie nietypowego zabójstwa. Nie dość bowiem, że morderca uśmiercił ofiarę w nieznany sposób, to jeszcze udało mu się zakłócić działanie systemu monitorującego teren miasta oraz uniemożliwić działanie wszelkiego sprzętu elektronicznego w pobliżu miejsca zbrodni. A jakby tego było mało głównego bohatera zaczynają nękać koszmary, w efekcie których coraz poważniej rozważa możliwość, że ściga samego siebie…
Trzeba więc przyznać, że Martynie Raduchowskiej udało się stworzyć niezwykle wciągającą fabułę, a na czytelników czeka we „Łzach Mai” naprawdę sporo niespodzianek. I choć kwestia określenia różnicy między człowiekiem a androidem jest tutaj bez wątpienia istotna, to przede wszystkim interesuje nas, co w końcu odkryje porucznik Jared Quinn. Tego jednak dowiemy się dopiero w kolejnej części cyklu.
Ocena: 7/10