Któż z nas nie chciałby być wybranym z miliona? Kto nie poczuwa się do bycia wyjątkowym? Kto przysiąc może, że na pewno nie drzemie w nim wielka kosmiczna moc? Komu przez myśl nigdy nie przemknęło, że mógłby być kimś więcej, niż tylko zwykłym obywatelem wyposażonym pesel, paszport oraz indywidualny numer identyfikacji podatkowej?
Tobie?
Naprawdę? O, w takim razie jak mi ciebie żal. Zwykła, szara i nudna maszyno z mięsa. Nawet nie wiesz, ile kosztuje mnie powiedzenie ci, jak mało jesteś wart. Być może nie powiem tego nigdy, bo to żadna szkoda, jeśli się nie dowiesz. I mała strata, jeśli cię zabraknie. Dwa potężne zamachy i jedno głuche rąbnięcie lodowym młotem w twoja klatkę piersiową. Suchy chrzęst. Łup, łup i nie ma ciebie.
Lód.
Lód, który śpiewa, drży i wibruje. Zadając ból budzi serca potrafiące mówić. Serca braci i sióstr. Ja już ich znam. Ty być może nie. Daję ci jednak szansę i pozwalam zastanowić nad PRAWDĄ. Nie zmarnuj jej, nie odrzucaj, weź do ręki książkę Władimira Sorokina. Pozwoli ci ona zrozumieć istotę, choć pewnie nie wierzysz w takie bzdury...
Ja wierzę. Wpadam w książkę po uszy i bez oporów daję się zabrać w podróż po lodowatej Moskwie. Mieście pełnym perwersji, brudnych interesów, okrutnych morderstw. Historia w jaka daję się wciągnąć jest tak ciężka, i tak bardzo surowa w swojej naturalności, że aż krystalicznie czysta. Jak lód. Paradoksalnie oczywista i prosta. Fakt, może sprawiać wrażenie zbyt mistycznej, może drobinę zrażać teorią nadludzkiej rasy człowieka. Któż z nas jest jednak w stanie się przyznać, że nie czuł się ani razu odrobinę lepszy od reszty. Kto z nas nie chciał by być wybrańcem?
Sorokina nie oszczędza czytelnika. Wali w niego tak mocno, jak silnie uderza lodowym młotem w klatki piersiowe swoich bohaterów. Proste słowa, niewyszukany styl, sucha relacja. Nie wdaje się w zbędne dywagację, nie ocenia, nie peroruje. Pierwsza część książki to bezkompromisowa relacja z makabrycznego eksperymentu. Dlatego w połowie opadamy na kanapę oszołomieni i wręcz zmęczeni realizmem scen. Seks, morderstwa, krew i narkotyki - tego jest tu pełno. Samotni ludzie o smutnych życiorysach płaczą wpadając w histerię. Nie ma tu miejsca na poezję i wzniosłe loty. Są prostytutki i politycy, narkomani i złodzieje. Zwykłe męty. Tak, myślimy czytając, coś w tym jest, tak to prawda, nie dziwne że oskarżają Sorokina o pornografię, faszyzm. Tak, balansuje na granicy.
Przypominam - jesteśmy w połowie książki, pewnie zastawiamy się, czym autor nas jeszcze zaskoczy i czy w ogóle uda mu się ta sztuka, jeśli przetrawiliśmy już takie sceny. I bach!
Dostajemy po łbie drugą częścią. Śpiewnie rosyjską opowieścią o miłości, przyjaźni i poczuciu jedności. Przynależności do grupy, do stada, rodziny wybrańców niosących misję. To historia o ukrytych wspomnieniach, uczuciach pięknych choć zagubionych. Tak pięknych, że chce się z tęsknoty za nimi ryczeć, zwyczajnie zwierzęco wyć. Czytając o nich zapominamy o Sorokinie pornografie, skandaliście posądzanym o faszyzowanie, łapiemy się za serce i żałujemy, potwornie żałujemy, że to tylko fikcyjna opowieść. Nasze serca przecież nigdy nie przemówią. Nigdy nie uda nam się doznać tego, co dane było odczuwać bohaterom powieści. Historia imion wypowiedzianych przez serca zapada w nas głęboko. Chętnie zapłacilibyśmy za nią cenę próby z uśmiechem poddając się torturze lodowego młotowa.
Czy pomoże nam w tym opisany w ostatniej części substytut? Czy znajdziemy przepis na uwolnienie się od zahamowań, i czy pozwoli nam to odnaleźć w sobie światło i bliskości drugiego człowieka? Masz szansę odpowiedzieć sobie na to pytanie. Nie sugeruje się recenzjami, opinia o autorze i mądrymi ocenami stylu i środków użytych w książce. Po prostu przeczytaj Lód Władimira Sorokina i postaraj się go poczuć sercem. Pamiętaj, lód potrafi też śpiewać.
I jak? Czy twoje serce się obudziło?