Literacka gierka w kochamy polskie seriale
Witold Horwath jest autorem dość płodnym – mam na myśli ilość zaczernionych drukiem stron – i różnorodnym. W swym dorobku artystycznym ma zarówno opowiadania (Inna wojna), jak i utwory powieściowe i to z różnych półek, bo i political fiction Święte wilki, ale także thriller psychologiczny Ptakon, no i moją ulubioną powieść Seans. Ma też za sobą doświadczenie jako twórca scenariuszy serialowych, m.in. Ekstradycja i filmowych Ostatnia misja, Nie ma zmiłuj. Scenariusze, pisanie powieści i opowiadań to dorobek, który odcisnął spore piętno na ostatniej książce Horwatha Ultra Montana. Jest to saga o kilku zapomnianych przez ludzi i cywilizację miejscach, jak Ultra Montana, Polis i White Island. Nie są to miejsca banalne, wszak można tu spotkać rządy totalitarne w społeczności rodem z westernu, gdzie kowboje częściej sięgają do butelki z alkoholem niż po broń. Dziedziczka fortuny o dobrym serduszku (Kinga) zakochuje się w chłopcu z wyklętego rodu (Piotrze Osterhoffie) i ratuje piękną, aczkolwiek
krwi nieczystej (czyli morenos), chłopkę Sandrę Colunę przed wyrokami własnej matki. Jakby tego było mało, do tej egzotyki dołączają mafijne powiązania familijne Sandry z Uttamarem, z pewnym amerykańskim multimiliarderem o wdzięcznym imieniu John Sosnow oraz pisarzem Edem Bishopem. Zagęszczenie wątków i „bajeczek” w tej książce sięga, powiedziałabym, możliwości mistrzowskich. Jednak cóż tu się dziwić. Coś na tych z górą siedmiuset stronach autor zapisać musiał.
Mankament jeden, że nie każdemu ten miszmasz się spodoba. Miłośnicy oper mydlanych mogliby być zadowoleni z tej książki, gdyby autor pokusił się o ujednolicenie tematyki powieści. Może i pokusi się i stworzy scenariusze do kilku seriali? Prawdę mówiąc, byłam pod ogromnym wrażeniem ilości i różnorodności wątków, jakie Horwath w tej książce porusza, choć zagorzałą fanką seriali, nowel, telenowel, seriali brazylijskich i westernów nie jestem, aczkolwiek sag i owszem. Mamy tu wątki miłosne, mogące konkurować z tymi z M jak Miłość, historię rodzinną Sandry ciekawszą niż prezentowana w Klanie, obrządki rytualne morenos a także mafii, które mogłyby zburzyć spokój widza skuteczniej niż Plebania. Życie na White Island tętni znacznie żywiej niż Na Wspólnej, a sama Sandra Colonuna pomieściłaby w sobie role bajkowego kopciuszka, serialowej niewolnicy Isaury, kobiety pracującej z Czterdziestolatka i wyzwolonej intelektualistki.
Historie stworzone przez Horwatha czyta się przyjemnie i dość szybko, nawet jeśli ktoś maniakalnie nie ogląda seriali. Może to dzięki tej sagowej różnorodności i wielowątkowości oraz sympatycznym, choć mimo wszystko mało realnym, bohaterom. Wszak trudno sobie wyobrazić kochającego ojca działającego w mafii, kopciuszka, który ledwie się potrafi wysłowić, by za chwilę przyjaźnić się z bogatą dziedziczką i błyskać intelektem nabytym jak od dotknięcia czarodziejskiej różdżki. No i wskażcie mi mężczyznę, który swojej wybrance bez większych dąsów wybacza liczne zdrady i trwa przy niej niczym wierny pies. Kobiety mężczyznom wybaczają, i to nader często, mężczyźni raczej nie.
Proszę się nie nabrać na serialowość, westernowość i telenowele. Horwath bardzo udanie pogrywa z czytelnikiem. Kiedy przebrniemy nieomalże przez całą książkę, spostrzeżemy, że to tylko gra. Przedstawiono nam na samym początku powieści „aktorów”, a i oni sami mają co nieco do powiedzenia narratorowi, autorowi i czytelnikowi. Gdyby nie ten sprytny wybieg ze strony autora, Ultra Montana pozostawiłaby we mnie dość miłe wrażenie, a zarazem mały niesmak serialowej i nieliterackiej pisaniny. Gry literackie i stały, a dla mnie bardzo cenny element utworów Horwatha, jakim jest sięganie po znikomo używane słownictwo (wspomnę chociażby o słowie hucpa) z bogatych zasobów języka polskiego, uratowały w moich oczach najnowszą powieść Pana Witolda.