Trwa ładowanie...
wywiad
Natalia Doległo
20-04-2018 12:50

Libijskie złoto, tajne służby i polski korespondent na tropie międzynarodowej afery. Wywiad ze Zdzisławem A. Raczyńskim

Kiedy w 2015 r. Zdzisław Raczyński pisał debiutancką powieść, nie przypuszczał, że wkrótce wiele z jego prognoz dotyczących Clinton, Sarkozy’ego czy Kaddafiego stanie się rzeczywistością. Jak udało mu się przewidzieć polityczną przyszłość?

Libijskie złoto, tajne służby i polski korespondent na tropie międzynarodowej afery. Wywiad ze Zdzisławem A. RaczyńskimŹródło: Archiwum prywatne
d2dx1s4
d2dx1s4

Autor powieści "Harib" zaznacza, że choć jest mocno osadzona w realiach etnograficznych i historycznych, nie należy jej traktować jako literatury faktu. - Gdy zgromadzi się pewną wiedzę i doświadczenie, a także zaczyna rozumieć mechanizmy realnej polityki, z dużym prawdopodobieństwem można kreślić scenariusze przyszłości – przyznaje autor wydanego właśnie thrillera.

Natalia Dolęgło: Ile Zdzisława Raczyńskiego jest w Ronie Haribie, głównym bohaterze "Hariba"?

Zdzisław Raczyński: Niewiele, albo prawie nic. Ta postać na pewno moim alter ego nie jest. Harib jest bardziej przewodnikiem po światach, w których dzieje się akcja powieści. Jeśli natomiast chodzi o autobiograficzne wątki, to będąc dziennikarzem i dyplomatą, siłą rzeczy musiałem ten świat znać, "być w nim", analizować to, co się dzieje. Wiedzą, którą zdobyłem, chciałem się podzielić z czytelnikami, ale w możliwie lekkiej, atrakcyjnej formie literackiej, tak, by zainteresować potencjalnego odbiorcę.

W książce znajdziemy sporo pańskich doświadczeń zdobytych w pracy ambasadora czy też korespondenta w Moskwie.

Oczywiście, kiedy odmalowuję środowisko dziennikarzy i korespondentów wojennych, a także ich pracę, jest to opis dość szczegółowy i wiarygodny, ponieważ z doświadczenia wiem, jak ten świat od wewnątrz wygląda. Wojny, przewroty, konflikty przyciągają żurnalistów i ekipy telewizyjne. I właśnie tak, jak opisałem, wygląda ich współpraca i konkurencja, tak spędzają wolny czas. Staram się też wyjaśnić, dlaczego jedno i to samo wydarzenie poszczególne media opisują w tak różny sposób. Każdy z dziennikarzy przefiltrowuje obserwowaną rzeczywistość przez swoją wrażliwość. Niekiedy, i to też trzeba przyznać, wchodzi w grę koniunkturalne uleganie panującemu trendowi politycznemu czy wręcz manipulacja.

Dokładnie o tym mówił kiedyś Wojciech Jagielski, zresztą autor rekomendacji na okładce "Hariba". Jego zdaniem nie ma jednej prawdy, nawet, jeśli uczestniczymy w tym samym wydarzeniu, ponieważ jesteśmy różnymi ludźmi, mamy inną percepcję i nie zawsze zwracamy uwagę na te same rzeczy. Często też znaczenie mają niuanse.

To oczywiste. Każde z nas patrzy na świat, odbiera go i opowiada przez pryzmat własnego, niepowtarzalnego doświadczenia, wiedzy, stylu życia. Kiedy na początku książki opisuję dziennikarzy, trochę ironizuję, ale przecież tak się dzieje. W Czeczenii rzeczywiście spotykałem podobnych ludzi – przyjeżdżających na miejsce konfliktu bez znajomości języka i realiów. Dla nich to była po prostu fajna przygoda. Zresztą, mało kto chce jechać na tereny, gdzie jest wojna, padają strzały, jest niebezpiecznie. Po zakończeniu kontraktu, zdarza się, wracają do swoich krajów, opowiadają niestworzone historie, grając rolę gwiazd. A że nie było z nimi innych świadków, po pewnym czasie fikcja staje się prawdą.

Archiwum prywatne
Źródło: Archiwum prywatne

Pan ma doświadczenie nie tylko dziennikarskie. A "Harib" nie jest chyba literaturą faktu, chociaż miejsca, wydarzenia i niektóre postaci opisane są z dokładnością wręcz fotograficzną? Także akcja jest zupełnie inna niż w większości tradycyjnych powieści sensacyjnych.

Tak się ułożyło moje życie, że pracowałem w różnych wcieleniach: dziennikarza, korespondenta, analityka, doradcy szefa Biura Bezpieczeństwa Narodowego czy dyplomaty. Mam świadomość, że to dość rzadkie, a nawet unikatowe, doświadczenie zawodowe i życiowe. Wykorzystałem je, aby swoją opowieść snuć z różnych perspektyw, pokazywać sprawy i rzeczy z różnych punktów widzenia. Dlatego powieść sprawia wrażenie – i to jest świadome założenie konstrukcyjne – że nie ma w niej jednego opowiadacza, chociaż formalnie jest nim wciąż ten sam wszechwiedzący narrator w 3. osobie. Użyłem tego zabiegu, aby uzyskać dodatkowy element wielowymiarowości, obok zróżnicowania tematyki i stylów. Taka maniera, mam nadzieję, pozwoliła mi także uwypuklić nieokreśloność i niedopowiedzenia. To nie jest jak w klasycznej powieści sensacyjnej: ktoś kogoś zabił i trzeba znaleźć mordercę, a po jego wykryciu wszystko staje się jasne. W "Haribie" nic nie jest do końca określone. Po przeczytaniu ostatniej strony nie możemy mieć pewności, czy bohater nie odgrywa zaprogramowanej roli, czy nie jest przez kogoś manipulowany. Poetycki, oniryczny klimat niektórych fragmentów, wielość wątków, elementy wręcz bajkowości mają również służyć wzmocnieniu wielopoziomowego charakteru opowieści.

d2dx1s4

Niemniej "Harib" ma wiele wspólnego z literaturą faktu. Realia geograficzne, etnograficzne, historyczne i polityczne Afryki Północnej oddane są z niezwykłą pieczołowitością. Opis rewolucji Arabskiej Wiosny, działalność tajnych służb, zakusy dyplomatyczne. Jest tam również scena obrazująca ewakuację Polaków z Libii – czy coś takiego zdarzyło się naprawdę?

Wszystkie opisane miejsca możemy sami odnaleźć. Łącznie z małą oazą w okolicy miasteczka Ghat w południowej Libii. Wszystkie fakty z powieści wydarzyły się naprawdę. Rzeczywiście jest problem libijskich aktywów za granicą. Naprawdę istnieje tajny notes byłego libijskiego ministra Hanema, w którym zapisano fakty korumpowania europejskich polityków. Przytoczony w książce fragment z tego notesu jest dosłownym tłumaczeniem z arabskiego oryginału. A ewakuacja? Dosłownie na dniach otrzymałem kopię dokumentu – list uratowanych w ewakuacji Anglików, dziękujących polskiemu ambasadorowi za pomoc. Ale, podkreślam, "Harib" to literatura, fikcja. Nie raport, nie reportaż, nie analiza. I nie opis wydarzeń jest najważniejszy w tej opowieści.

Dobrze. Wydarzenia Pan opisał, bo miały miejsce. Ale zakończył Pan książkę latem 2015 roku i nie mógł Pan wiedzieć, co stanie się później. Tymczasem zapowiedziane przez wydarzenia – odejście z polityki Hillary Clinton czy Nicolasa Sarkozy’ego, powrót na scenę polityczną syna Kaddafiego, rola generała Haftara – wydarzyły się później. A niektóre fakty, jak tajne porozumienia między USA a Kaddafim lub kradzież libijskich pieniędzy, są ujawniane dopiero teraz.

Wspomniałem, że pracowałem jako analityk w Kancelarii Prezydenta RP. Ta praca wymagała od nas nie tylko precyzyjnego opisu realiów, ale i stawiania prognoz. W Biurze Bezpieczeństwa zajmowałem się wschodnim sąsiedztwem Polski. I, proszę mi wierzyć, zresztą – istnieją przecież dokumenty i publikacje to potwierdzające, sporządzane przez nas zapowiedzi sprawdzały się. Rzecz w tym, że gdy zgromadzi się pewną wiedzę i większe doświadczenie, zaczyna się rozumieć mechanizmy realnej polityki i z dużym prawdopodobieństwem można kreślić scenariusze przyszłości.

Rzeczywiście, to, co opisałem w 2015 roku, staje się rzeczywistością. Oczywiście, pewnych rzeczy nie wiedziałem, bo i skąd? Ale założyłem, że tak mogło się zdarzyć, ponieważ układało się to w logiczny obraz sytuacji. Przykładowo, okazuje się, że Kaddafi starał się układać z Brytyjczykami, aby mógł bezpiecznie opuścić Libię. Trzy lata temu nie mogłem przewidzieć, że Saif al-Islam Kaddafi, wówczas więzień skazany na śmierć, stanie się jednym z pretendentów do stanowiska prezydenta kraju. Ale takiej możliwości nie wykluczałem.

d2dx1s4

Albo sprawa Chalify Haftara, byłego dowódcy libijskiej armii podczas wojny z Czadem, który powrócił do ojczyzny w 2011 roku, aby wesprzeć powstanie przeciwko Muammarowi Kaddafiemu. Haftar trafił w Czadzie do niewoli, z której wyciągnęli go Amerykanie. Założyłem, że może stać się ważnym sojusznikiem Zachodu w próbach normalizacji sytuacji w Libii. Ale moi przyjaciele i koledzy z MSZ, najwięksi w Polsce znawcy świata arabskiego, z którymi nawet nie mogę się porównywać, także nie są i chyba nie byli zaskoczeni takim obrotem spraw.

Archiwum prywatne
Źródło: Archiwum prywatne

Nie jest więc Pan zdziwiony tym, że były prezydent Francji Nicolas Sarkozy został postawiony w stan oskarżenia i objęty nadzorem sądowym w związku z zarzutami o korupcję, nielegalne finansowanie kampanii prezydenckiej i zatajenie libijskich środków publicznych? Śledczy podejrzewają, że jego zwycięską kampanię sprzed 11 lat współfinansował nielegalnie ówczesny libijski dyktator.

Takie podejrzenia pojawiały się od pewnego czasu, więc trudno się dziwić. Niemniej, zaznaczam, co napisałem też w "Haribie", wcale nie ma pewności, czy inspiracja do postawienia takich zarzutów nie pochodzi zupełnie z innego miejsca niż Libia. Jednakże, zacytuję jednego z bohaterów powieści, "kilkaset miliardów za libijską ropę nie mogły po prostu rozpłynąć się w powietrzu".

d2dx1s4

Nadal Pan pracuje w Ministerstwie Spraw Zagranicznych. Ale nie chce Pan rozmawiać o swojej obecnej pracy...

Jestem członkiem korpusu służby zagranicznej, co oznacza pełną urzędniczą lojalność, zachowanie dyskrecji i unikanie jakichkolwiek wartościujących wypowiedzi o firmie bądź ukazywanie swoich zapatrywań politycznych. Służba zagraniczna musi pozostawać apartyjna i poza polityką, inaczej przestaje nią być. Podkreślam, to nie jest po prostu praca, to służba państwu. Dla mnie i dla moich kolegów podobnej formacji zawodowej są to sprawy oczywiste i niezbywalne.

Jak Pan trafił z dziennikarstwa do polityki i dyplomacji?

Muszę otwarcie przyznać, iż niekiedy żałuję, że odszedłem z dziennikarstwa i wszedłem do świata biurokracji, polityki i dyplomacji. Chociażby dlatego, że to jest podróż w jedną stronę. To sprawa wiarygodności, jeśli, oczywiście, traktuje się dziennikarstwo poważnie, jako misję w służbie prawdy i obiektywizmu. Kiedy otrzymałem w 1997 r. propozycję objęcia funkcji doradcy Szefa Biura Bezpieczeństwa Narodowego, uznałem, że to może być interesujące wyzwanie i z pożytkiem dla kraju. Wydaje mi się, że Rosję i Wschód znałem nieźle. Wróciłem więc do kraju. Byłem przekonany, że popracuję kilka lat, a później powrócę do pisania. Na początku 2001 r. ówczesny minister spraw zagranicznych, Władysław Bartoszewski zaproponował mi stanowisko dyrektora departamentu polityki wschodniej, ponieważ akurat wybuchł kolejny kryzys w relacjach z Rosją i potrzebny był ktoś, kto dogłębnie zna ten kraj, a nie jest skrępowany gorsetem resortowego myślenia. Po to, aby wymyślić jakieś niestandardowe rozwiązania. Więc spróbowałem. I zostałem urzędnikiem. Być może ten zawód miał być moim powołaniem czy przeznaczeniem. Traktuję swoją służbę w dyplomacji z pokorą, odnajdując harmonię w możliwie dobrym wykonywaniu swoich obowiązków. Mógłbym powiedzieć z uśmiechem: Harib, bohater mojej opowieści, też godzi się z kolejnymi wyzwaniami, nie wyrzekając się wszakże marzeń. Pokora i dążenie do harmonii, do zgody z sobą i swoimi uczuciami, jak też niezmącona wiara w to, że droga, którą idziemy jest dobra, jeśli zachowujemy się z godnością i uczciwie, są lejtmotywem moralnym mojej książki.

Głowny bohater pańskiego thrillera nazywa się Rościsław Grzybowski, ale – trochę zmuszony przez okoliczności – zmienia personalia na Ron Harib. Skąd ten pomysł?

Z życia. Jeden z byłych wybitnych polityków białoruskich nazywał się Grzybowski, później zmienił nazwisko na Hrib czyli Grzyb. Ja dodałem tylko jedną literkę "a", ponieważ Harib oznacza po arabsku "obcy", "dziwny" czy też "ktoś, kto przychodzi z Zachodu", co było mi potrzebne dla literackiej konstrukcji całości opowiadania. No a Ron, to oczywiście skrót imienia.

d2dx1s4

Barwnie opisał pan pustynny lud Tuaregów. Skąd taka znajomość ich tradycji i obyczajowości?

Kiedy kierowałem naszą ambasadą w Tunezji, jedna z moich koleżanek okazała się specjalistą od spraw berberyjskich. Na poły Berberem był też jeden z kolegów, pracownik miejscowy, który mi opowiadał o swoim narodzie. Podróżowałem, czytałem. Oczywiście, rzeczywistość Tuaregów nie jest tak romantyczna, jak w książce. Przeciwnie, jest brutalna, trudna, dramatyczna, podatna na zewnętrzne wstrząsy. Umiejscowiłem część akcji mojej książki wśród Tuaregów po to, aby zaproponować spojrzenie na libijską rzeczywistość oczami kogoś, kto nie jest ani Europejczykiem, ani Arabem. Tak patrzy jeden z bohaterów książki, wódz plemienia Kel Adżdżar, imieniem Amastan. Jego córka, Tazerwalt, zdaje sobie sprawę z nieobiektywnego spojrzenia ojca i mówi, że wódz idealizuje tuareską rzeczywistość.

Tazerwalt. Dlaczego takie dziwne imię nadał Pan bohaterce?

W języku północnych Tuaregów, który różni się od tego, którym mówią Tuaregowie z Nigru czy Mali, Tazerwalt rzeczywiście znaczy "ta, która ma niebieskie oczy". A niebieskie oczy bohaterki są w powieści kluczem do rozwiązania tajemnicy jej pochodzenia.

Spotkał pan kobietę, o której mógłby powiedzieć, że jest prototypem doktor Tazerwalt?

To postać, która łączy w sobie wiele osób, ale tej "prawdziwej" Tazerwalt w rzeczywistości nie poznałem. Tworząc jej obraz, przypominałem sobie zielonooką przewodniczkę z muzeum Bardo w Tunisie, która była Berberyjką. Kolejną była recepcjonistka spotkana w hotelu położonym w pustyni, przy granicy z Libią. Miała lekko oliwkową cerę i bardzo błękitne, wręcz nienaturalnie błękitne oczy. Tak powstał zewnętrzny obraz Tazerwalt.

d2dx1s4

Także biografia i świat wewnętrzny lekarki są sumą opowieści i życiorysów kilku osób poznanych w Afryce. Studenci z Libii studiujący w Tunezji, także medycynę, Libijczycy, leczący się w szpitalach w Tunezji - to wszystko fakty, znane każdemu mieszkańcowi Tunezji.

Postaci literackie powstają tak, że powołuje się do życia pewien ich ogólny, rozmyty jeszcze zarys. Później opowieść zaczyna żyć własnym życiem, bohaterowie obrastają ciałem, akcja i słowa rysują im rysy twarzy. Wyobraźnia piszącego czyni z nich osoby. Literatura jest przecież rzeczą wyobraźni. Powiedziałbym, połączonej wyobraźni – autora i czytelnika. I ważne jest, przynajmniej dla mnie, aby w opisach, przebiegu akcji, pozostawała zawsze niezapełniona przestrzeń, pozwalająca tej połączonej wyobraźni działać. Aby słowa oraz działania bohaterów, a także narracja autora, pozostawiała miejsce na niedopowiedzenia. Tak jak muzyka – istnieje nie tylko dzięki dźwiękom nut, ale i, a właściwie – głównie, dzięki ciszy między nimi.

Zdzisław Aleksander Raczyński – był korespondentem PAP w Moskwie, dyplomatą, doradcą szefa Biura Bezpieczeństwa Narodowego, ambasadorem w Tunezji i Armenii. Pracował w krajach Afryki, Azji i w Rosji. Jest autorem kilkuset publikacji na temat Rosji i państw Wschodu – jego artykuły pojawiały się w najpoczytniejszych tygodnikach opinii.

Materiały prasowe
Źródło: Materiały prasowe

Zdzisław A. Raczyński, Harib, wyd. Editio Black, Gliwice 2018

d2dx1s4
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d2dx1s4

Pobieranie, zwielokrotnianie, przechowywanie lub jakiekolwiek inne wykorzystywanie treści dostępnych w niniejszym serwisie - bez względu na ich charakter i sposób wyrażenia (w szczególności lecz nie wyłącznie: słowne, słowno-muzyczne, muzyczne, audiowizualne, audialne, tekstowe, graficzne i zawarte w nich dane i informacje, bazy danych i zawarte w nich dane) oraz formę (np. literackie, publicystyczne, naukowe, kartograficzne, programy komputerowe, plastyczne, fotograficzne) wymaga uprzedniej i jednoznacznej zgody Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, będącej właścicielem niniejszego serwisu, bez względu na sposób ich eksploracji i wykorzystaną metodę (manualną lub zautomatyzowaną technikę, w tym z użyciem programów uczenia maszynowego lub sztucznej inteligencji). Powyższe zastrzeżenie nie dotyczy wykorzystywania jedynie w celu ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe oraz korzystania w ramach stosunków umownych lub dozwolonego użytku określonego przez właściwe przepisy prawa.Szczegółowa treść dotycząca niniejszego zastrzeżenia znajduje siętutaj