Leśne morze
Tytuł recenzji pożyczyłam sobie od Igora Newerlego. Kiedyś, dawno temu, pochłaniałam Leśne morze i Wzgórze Błękitnego Snu, te rozlewne, szumne opowieści o dalekiej, wschodniej krainie, a potem sama sobie wyrzucałam, że dałam się uwieść. Zachwycić gawędą o tym, jak wielkim, wspaniałym wyzwaniem (i męską przygodą) mogła być zsyłka na osiedlenie, i jak gorzkim rozczarowaniem - powrót po latach do ojczyzny. Jakże to tak, przecież Wschód dla Polaka to kibitka, knut i wieczna żałoba... Po latach Newerly okazał się jednak całkiem niezłą szczepionką przeciw schematom.
Dom nad Oniego pochłonęłam od razu, teraz na nowo kartkuję powoli ten trzeci już tom Wilczej tropy, kolejny po Wilczym dzienniku i Wołoce, a po tym powolnym smakowaniu dostawiłam dziesiątą gwiazdkę. Pierwotnie miało ich być dziewięć, aby najwyższą ocenę zachować dla Wołoki, opowieści o żeglowaniu Biełomorkanałem w upalnym słońcu, o meandrach historii i ścieżkach ludzkich losów. Jednak Domowi nad Oniego też należy się gwiazdek dziesięć, a czytelnikowi – przyjacielskie ostrzeżenie – czytać, nie śpiesząc się. To nie jest książka do pociągu. No, chyba że wybieramy się w drogę koleją transsyberyjską.
Mariusz Wilk przed dziesięcioma laty zamieszkał na rosyjskiej Północy – na Wyspach Sołowieckich. W Wilczym notesie było samotnie i śnieżnie, a autor budował sobie świat od nowa, świat ze słów zaczerpniętych z setek chyba dogłębnie przeczytanych i przemyślanych książek. W Wołoce wyruszył ze swej samotni na wielkie wędrowanie. Była to, jak się okazało, droga w jedną stronę. Mariusz Wilk nie wrócił już na Sołowki, najeżdżane ostatnio przez hordy turystów – osiadł w domu nad jeziorem Oniego. Dom jest ogromny, drewniany, absolutnie magiczny. Dom ma duszę, a dusza domu ma na imię Natalia. O północnym, rosyjskim domu napisano książkę Izbowa liturgia i Mariusz Wilk ją, oczywiście, przeczytał. Piec wylepił własnymi rękami, porąbał nie wiedzieć ile drewnianych bali („rąbanie drewna przypomina strzelanie z łuku”), przez całą zimę ciągnął wodę z przerębli, głębokiej jak studnia. W tych zapiskach z lat 2003-2005 zmaga się z przyrodą i chłonie jej piękno, czyta – jak to on, zachłannie i mądrze. Coraz bardziej
otwiera się na ludzi – przyjaciół, sąsiadów, wędrowców. Ileż w tej książce wspaniałych historii o ludzkich losach – teraźniejszych i przeszłych, ileż życia i umierania, wiary i magii, ukrytych znaczeń słów i pieśni... To książka, do której się wraca, do której wracać warto.