Język polskiego dyskursu o Żydach jest pełen dziwnych świadectw, ni to ludowych formuł, ni martwych metafor, skamielin. Jest to język dziecięcy, a jednocześnie groźny. Gdy ludzie na wsi opowiadają o „beczce nabijanej gwoździami”, brzmi to jak jakaś zła baśń. Ale z baśni o „Żydzie w zielonym kapeluszu” wynika, że słowo może nagle eksplodować. Gdy w relacjach o okolicznościach, które doprowadziły do pogromu kieleckiego, pojawiło się słowo „piwnica”, szło w nim nie tylko o schowek pod podłogą, ale także – w głębokim, nieświadomym tle – o ów „sklep podziemny”, w którym profanowano hostię poznańską w roku 1399, a w dalszym, europejskim, i o owe „krypty podziemne” z dwunastowiecznej hagiografii św. Ryszarda z Paryża. Gdy w roku 1946, zastrzegając, że „kwestia używania przez Żydów krwi nie została decydująco rozwiązana”, kardynał Stefan Wyszyński powołał się na księgi żydowskie, zgromadzone przy okazji procesu Menachema Bejlisa, nie był to neutralny odsyłacz do tekstów religijnych judaizmu, lecz sygnał z dyskursu o
książkach czarodziejskich, wśród których historycznie najważniejszy był zawsze Talmud, ścigany, piętnowany i palony, jakby był jakąś żywą wszeteczną istotą. Gdy pod koniec wieku XX ktoś z Jedwabnego opowiadał, że Fruma Dorogoj w krucyfiks kamieniami rzucała, a ktoś inny wspominał deptanie krzyża przez Żydów w synagodze, w opowieściach tych rozlegały się odgłosy przeszłości nie tyle przedwojennej, ile tej sprzed lat trzystu, a w pierwszym wypadku i sprzed siedmiuset.
Rozpoznawaniu podobnych figur, „słów niewinnych”, za pośrednictwem których w polskim dyskursie o Żydach niepostrzeżenie kontynuują się historyczne wątki, ma służyć niniejsza książka. Śledząc antyżydowskie skamieliny, aktywne miejsca w języku, opieram się na hipotezie Władimira Proppa: badacz uważał, że za pośrednictwem zapisów słownych, które – w przeciwieństwie do dawnych zachowań – przetrwały do naszych czasów, można dotrzeć do leżących u ich podstaw społecznych instytucji i światopoglądów. Danuta Ulicka objaśnia te rachuby następująco:
„Zachowania (...), podobnie jak historycznie uformowane instytucje, stanowiące ich źródło i fundament, straciły już aktualność, zaginęły lub uległy znacznej modyfikacji. Przechował je natomiast język, wprawdzie również w zmienionej postaci, takiej jednak, że po odpowiednich zabiegach można dotrzeć do pierwowzoru…”