Prawdziwa opowieść o życiu najbardziej niepokornej artystki w dziejach rocka oraz o muzyce będącej wyrazicielką wszystkich nadziei i całego strachu pokolenia, które chciało zmieniać rzeczywistość.
Pomimo że jestem wstrząśnięta czytając niektóre fragmenty – zwłaszcza te o przekraczaniu przez Janis granic, sprawdzaniu jak daleko można się posunąć, gdzie wreszcie wszystko się kończy – to z drugiej strony cieszę się, że mogłam wreszcie dowiedzieć się, skąd w głosie jednej z najwybitniejszych wokalistek wszech czasów taki straszny ból.
Zawsze chciałam wiedzieć więcej o artystce, która zmieniła mój sposób patrzenia na muzykę. Pierwszy raz uderzyło mnie cierpienie w głosie Perły (a zaraz potem pasja, która temu towarzyszyła) - w piosence Piece of my heart. A teraz w tomie leżącym na półce nad moim łóżkiem jest również mowa o okolicznościach powstania tego utworu.
Książka o obsesjach i namiętnościach Janis, uświadomiła mi jak mało jeszcze wiem o muzyce, która powstała na fali totalnego buntu przeciw pruderii, konserwatyzmowi poglądów i materializmowi. Utwierdziła mnie w przekonaniu, że jakkolwiek przekonania i sposób bycia hipisów są dla mnie nie do zaakceptowania (czas surowo ocenił moralność tamtego czasu, zresztą nawet hipisi-buntownicy w końcu sami przestali wierzyć w wyznawane przez siebie idee) - tak też nie mogę nie poddać się czarowi tamtej muzyki, wynikającej z prawdziwych doznań artystów.
Bo Perła to nie tylko opowieść o Janis Joplin - wielkiej pieśniarce, ale i o jej pokoleniu - pokoleniu dzieci-kwiatów. Zrozumiałam, że rock był nie tylko sojusznikiem ich działań, muzyką prawdy - ale i czytelnym świadectwem epoki.
Dla mnie to część świadectwa buntu lat 60. Opowieść o muzyce, której potrzebni byli wizjonerzy i nonkonformiści. Opowieść o Janis Joplin, która miała w głosie taki ból i taką prawdę, że słuchając jej piosenek bez skrupułów kradnę kawałek jej muzycznego serca....
Czytając tę książkę wciąż usiłuję odpowiedzieć sobie na pytanie, dlaczego legenda Flower Power tak fascynuje?
Zastanawiam się, czy dla tej epoki muzyka rockowa była tylko tłem?
Czyżby po latach nie okazało się, że była jej sensem?