Lech Wałęsa: genialny polityk czy opozycjonista uwikłany we współpracę z SB? Przeczytaj fragment książki!
Wynoszony na piedestał i opluwany. Czego nie wiecie o Lechu Wałęsie? Co tak naprawdę myśli i czuje? Jakim w rzeczywistości jest człowiekiem, jakim obywatelem? Jaką cenę zapłacił za swoje zaangażowanie w działalność opozycyjną? Znakomici dziennikarze Andrzej Bober i Cezary Łazarewicz w pozbawionej retuszu rozmowie wspólnie przemierzają jego drogę, od nieformalnego przywódcy robotników aż po laureata pokojowej Nagrody Nobla i prezydenta RP. Po raz pierwszy Lech Wałęsa otwarcie mówi też o życiu osobistym.
Fragment pochodzi z książki - wywiadu rzeki: ”Ja. Z Lechem Wałęsą rozmawiają Andrzej Bober, Cezary Łazarewicz”
Miał pan pomysł, co dalej, co po prezydenturze?
Nie przywiązywałem do tego wielkiej wagi. Byłem zawsze solistą. Myślałem: poradzę sobie. Zawsze sobie w życiu radziłem.
Pytamy o plany polityczne. Miał pan potężny kapitał. Zagłosowało na pana dziesięć milionów wyborców.
Ale większość mnie nie chciała. Skoro nie chcieli, żebym realizował ich sprawy, to trudno, odchodzę.
Od razu po odejściu z urzędu prezydenta założył pan organizację pozarządową Instytut Lecha Wałęsy. Po co?
Bałem się, że Kwaśniewski będzie próbował zawrócić z drogi reform. Chciałem mu to maksymalnie utrudniać. Instytut miał nie pozwolić cofnąć polskich reform. Zgromadziłem wokół ważnych ludzi. Mieli reagować, gdy będzie taka potrzeba. I trwało to tak, trwało, aż doszliśmy do wniosku, że on dużo nie zmieni. Wtedy instytut zajął się inną działalnością.
Już dwa lata później założył pan partię polityczną Chrześcijańska Demokracja Trzeciej Rzeczpospolitej Polskiej. Został pan jej przewodniczącym.
Takich rzeczy nie pamiętam.
Panie prezydencie, jak pan może tego nie pamiętać?
Jestem człowiek chwili. Prawdopodobnie był nacisk na mnie moich współpracowników. Chcieli się gdzieś załapać, bo jak przegrałem, oni też zostali na lodzie. Ponieważ pracowali dla mnie, coś tam poświęcili, więc zgodziłem się im pomóc, wiedząc, że dużej szansy nie ma. Bo to nie były czasy na porządną Chrześcijańską Demokrację.
W wyborach parlamentarnych w 1997 roku pana Chrześcijańska Demokracja wystartowała pod szyldem Akcji Wyborczej Solidarność.
Tak?
Tak.
Ale ja od nich nigdy nie kandydowałem.
Pan startował z własnego komitetu Lecha Wałęsy. Jesienią 2000 roku chciał pan znów zostać prezydentem. Tylko po co?
Założyłem, że po naszej stronie musi być jeden kandydat. Dogadywaliśmy się na terenie kościelnym, u Rydzyka. Cała prawa strona się tam spotykała, żeby wybrać jednego. Krzaklewski, Olszewski, Łopuszański, Wilecki, ja. Pierwszy podniosłem rękę i tłumaczyłem:
– Panowie, powinniśmy z nas wszystkich wybrać tylko jednego i na niego głosować. Tylko tak mamy szansę.
Rozpoczęła się potem dyskusja. Doszło do Krzaklewskiego, a on mówi:
– Ja się nie zgadzam.
Były cztery takie spotkania. Na każdym ponawiam swoją propozycję. Na ostatnim, gdy widzę już swoją klęskę, powtarzam:
– Panowie, ponieważ już się chyba nie dogadamy, to ja proponuję wybrać z nas mojego największego nieprzyjaciela i obiecuję, że będę na niego głosował.
I zgłosiłem Jana Olszewskiego. Olszewski wstał wtedy i odpowiedział:
– Nie, ja nie chcę kandydować.
– To po jaką cholerę żeś tu przyjeżdżał?
Nic nie uzgodniliśmy.
Zdobył pan jeden procent głosów, Kwaśniewski – pięćdziesiąt cztery. Warto było?
Nie robiłem tego dla kariery. I od tamtej pory już nigdzie nie kandyduję. Natomiast staram się tu i ówdzie pomagać i nie przegrywać.
W 2005 roku poparł pan na prezydenta Donalda Tuska z Platformy Obywatelskiej.
Poparłem. Powiedziałem im, że muszą mieć z rolnikami sojusz, że mają się z nimi dogadać, i się dogadali. Od tego czasu rolnicy idą razem z Platformą.
Znał go pan wcześniej?
Nigdy z nim niczego nie robiłem. Był w grupie liberałów, na których postawiłem na początku lat dziewięćdziesiątych. Potem słuchałem jego melodyjnych wystąpień. Bardzo mi się podobał. Kiedy wygrał wybory, powiedziałem mu szczerze:
– Jeśli się pan okaże tak dobry praktycznie, jak pan jest teoretycznie, to wielka kariera przed panem.
Naprawdę bardzo zdolny człowiek. I słuchał mnie, ale robił swoje.
*22 sierpnia 2006 roku wystąpił pan z ”Solidarności”. Dlaczego? *
Musieli mnie czymś wkurzyć. Nie pamiętam czym.
W oświadczeniu napisał pan, że związek za bardzo zaangażował się w poparcie dla PiS-u i braci Kaczyńskich.
To prawidłowo zrobiłem. Ja związku nigdy nie wykorzystywałem dla siebie. Nie wziąłem prawie nikogo od nich z sobą do Warszawy. A teraz każda partia patrzy na ”Solidarność” przez swój interes. Ile można na nich ugrać. Więc ich prosiłem: ”Zdejmijcie sztandar ’Solidarności’. Nazwijcie się ”Solidność’ albo jak tam chcecie. Ale nie ’Solidarność’, bo ludzie ’Solidarności’ do waszego związku nie przejdą, a pod sztandarem ’Solidarności’ moglibyśmy jeszcze parę dobrych rzeczy zrobić”. No ale oni – nie. Sztandary sobie nasze zostawili, nasze zwycięstwo zostawili, ale z dziesięciu milionów zostało ich pół miliona. No i podskakują. Przeszkadzają mi w wielkich koncepcjach.
W 2010 poparł pan Bronisława Komorowskiego.
A kogo miałem poprzeć? Lepszego nie widziałem. I jednak jakoś tam był trochę znany. On był przeciwnikiem naszych porozumień okrągłego stołu, ale jak wygraliśmy, to doczepił się do Mazowieckiego. Nie mam pretensji. W życiu większość się ślizga.
Dlatego pytamy.
No to kogo? Dajcie przykład. Gdyby startował któryś z was, to chyba bym was poparł bardziej niż jego.
A może miało znaczenie, że pana syn Jarek działał wtedy w Platformie Obywatelskiej?
Nawet nie wiedziałem, że on tam działa. Jarek pracował u mnie, a ponieważ jestem wymagający, to chciał się wyswobodzić. Usamodzielnił się. No i zaczął coś tam kombinować na boku.
Z takim nazwiskiem nietrudno się wybić w polityce.
Jarek jest dobrze przygotowany do tego, chociaż przez ten cholerny wypadek na motorze miał długą przerwę. Ale wyszedł już z tego. Tylko ma mnóstwo żelastwa w sobie, bo wszystko miał poodrywane. Na pewno go boli, ale się nie przyzna.
Jeszcze jedna ważna data. 8 kwietnia 2005. Na pogrzebie Jana Pawła II w Rzymie pojednał się pan z prezydentem Aleksandrem Kwaśniewskim.
Nie pogodziłbym się w życiu, gdyby księża tego nie wyprosili.
A jak to się stało?
Czasami wrabiają człowieka tak sprytnie, że się nikt nie zorientuje. Jemu powiedzieli, że to Lech Wałęsa zaprasza, a mnie – że Kwaśniewski. I zanim się pan zorientuje, wszystko już zorganizowane. Nie wiadomo co, nie wiadomo jak. Taka manipulacja. Tak nas poprowadzili, że spotkaliśmy się koło toalety.
I co?
I podaliśmy sobie ręce.
Potem zaprosił go pan na swoje imieniny.
Jak już się powie ”A”, to się mówi i ”B”.
Swojego największego politycznego wroga?
Ja nie przywiązuję wagi do takich rzeczy. Ja płynę. On prezydent, ja prezydent, on przypadkiem, ja przypadkiem.
Czy Kwaśniewski zwracał się do pana ”panie prezydencie”?
Tak, bo takie są zwyczaje.
A pan do niego?
Raczej bezosobowo.
(…)
”Ja. Z Lechem Wałęsą rozmawiają Andrzej Bober, Cezary Łazarewicz”, Wydawnictwo W.A.B. 2017
O autorach:
*Andrzej Bober *(ur. 1936) – dziennikarz i publicysta. W latach 1959–1964 pracował w ”Życiu Gospodarczym”, następnie do 1978 w ”Życiu Warszawy”. Od 1979 do 1981 był dziennikarzem Telewizji Polskiej, gdzie od 1980 prowadził Listy o gospodarce, pierwszy program gospodarczy opisujący bez cenzury problemy gospodarcze PRL. Po wprowadzeniu stanu wojennego wyrzucony z pracy. W 1988 doradzał Lechowi Wałęsie przed debatą z Alfredem Miodowiczem. Po przemianach ”Okrągłego Stołu” w 1989 r. został dyrektorem generalnym w Telewizji Polskiej (odwołany w 1990) i ponownie prowadził Listy o gospodarce. Od listopada 1997 do lipca 1998 był redaktorem naczelnym ”Życia Warszawy”. Wykłada na Wydziale Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego. Dwukrotny laureat Złotego Ekranu – nagrody dla największych osobowości telewizyjnych. Bohater książkowego wywiadu-rzeki, ”Zawodowiec”.
Cezary Łazarewicz (ur. 1966) – dziennikarz prasowy, reporter i publicysta. Publikował w czołowych polskich tytułach prasowych, między innymi ”Gazecie Wyborczej”, ”Przekroju”, ”Polityce”. Autor zbioru reportaży ”Kafka z Mrożkiem. Reportaże pomorskie” (2012), ”Sześć pięter luksusu. Przerwana historia domu braci Jabłkowskich” (2013) oraz ”Elegancki morderca” (2015), ”Żeby nie było śladów” (2016). Laureat Nagrody im. Oskara Haleckiego przyznawaną najlepszym książkom popularnonaukowym poświęconym historii Polski w XX wieku i Nagrody MediaTory. Finalista Nagrody im. Ryszarda Kapuścińskiego.