"Łasuch" – Bambi i postapokalipsa [RECENZJA]
W jednym z opisów "Łasucha" pojawia się porównanie do "Mad Maksa", w końcu w obu opowieściach motywem przewodnim jest postapokalipsa. Komiksowi Lemire'a bliżej jednak do "Żywych trupów", przy czym "Łasuch" zapowiada się na spójną opowieść z pomysłem, a nie rozwlekłą telenowelę.
"Łasuch" (ang. "Sweet Tooth") to autorski komiks Jeffa Lemire'a (rysunki i scenariusz), autora znanego w Polsce ze znakomitego "Czarnego młota". Kanadyjczyk wziął na warsztat wyświechtany motyw funkcjonowania w Ameryce kilka lat po wybuchu tajemniczej zarazy, która zdziesiątkowała ludność. Nie ma tu jednak zombiaków czy mutantów szwendających się po pustkowiach. Elementem wyróżniającym "Łasucha" na tle podobnych opowieści są hybrydy, ludzko-zwierzęce dzieci, które mają być kluczem do rozwiązania zagadki epidemii sprzed 7 lat.
Jedną z takich hybryd jest Gus – chłopiec z jelenim porożem, który przez całe swoje życie mieszkał z dala od cywilizacji w środku lasu. Jego fanatycznie religijny ojciec przestrzegał go przed opuszczaniem okolicy, strasząc ogniami piekielnymi i bandą grzeszników czyhających na chłopca. Kiedy mężczyzna umiera, chłopak mający mylne pojęcie o rzeczywistości staje przed trudnym wyborem: albo zostanie w domu z nadzieją, że wszystko zostanie po staremu, albo opuści małą ojczyznę w poszukiwaniu prawdy o świecie. Wtedy w jego życiu pojawia się tajemniczy wędrowiec imieniem Jepperd, który opowiada mu o Ostoi – prawdziwym raju na ziemi dla dzieci podobnych do Gusa.
"Łasuch" to wciągająca opowieść drogi, która w przeciwieństwie do wspomnianych "Żywych trupów" podążą w konkretnym kierunku. Narracja nie przytłacza zabiegami charakterystycznymi dla opery mydlanej. W pierwszym tomie Lemire nie mnoży wątków i bohaterów, stawiając na wyrazistą ekspozycję i retrospekcje, które mają kluczowe znaczenie dla bieżącej opowieści.
Autor po mistrzowsku gra na oczekiwaniach i przewidywaniach czytelników. W jednej chwili podsuwa oczywisty zwrot akcji, by w kolejnym rozdziale dorzucić do pieca i zaciekawić kolejnymi wątkami. I choć nie trudno zgadnąć, jak rozpocznie się kolejny tom, to "Łasuchowi" daleko do przewidywalnej historyjki w postapokaliptycznych realiach.
Jako scenarzysta Lemire poradził sobie znakomicie, z kolei warstwę graficzną "Łasucha" albo się pokocha, albo znienawidzi. Autor posługuje się surową, momentami niechlujną kreską kojarzącą się z alternatywnymi zinami. Ale to w końcu opowieść o brzydkich ludziach w brzydkim świecie pozbawionym nadziei na lepsze jutro. Pesymizm i smutek bije z każdego kadru, więc kreska Lemire'a koresponduje z przyjętą narracją.
Pierwszy, 300-stronicowy tom w twardej oprawie, uzupełniają wczesne szkice i notatki odautorskie. Ciekawostką jest także szkic kompletnej opowieści, którego z oczywistych względów nie należy czytać przed lekturą ostatniego tomu, zaplanowanego na 2019 r. Drugi ma się ukazać w listopadzie i już teraz jest dla mnie najbardziej oczekiwanym komiksem jesieni.