Czarny kryminał ma swojego charakterystycznego bohatera. To zgorzkniały gliniarz albo prywatny detektyw, którego lata pracy odarły ze złudzeń na temat otaczającego świata i ludzi, na ogół pozbawiły też żony i zdrowej wątroby. Samotny wilk, wierny sobie i danemu słowu, walczący do końca. W „Darze języków” dzieje się jednak coś osobliwego: mrocznemu bohaterowi nieustannie wchodzą w drogę dwie ciekawskie kuzynki, na dodatek, zamiast deptać mu po piętach, wciąż go wyprzedzają.
Jeśli ktoś po tym wstępie spodziewał się czarnej komedii, muszę go rozczarować. To jest książka serio, czasem nawet ponad miarę serio, a trup tu ściele się gęsto. Barcelona w latach pięćdziesiątych ubiegłego wieku nie była wesołym miastem. General Franco trzymał pod butem całą Hiszpanię, a najciężej było w buntowniczych prowincjach, takich, jak Katalonia. Ale i tam plenił się koniunkturalizm, donosicielstwo, obłuda, o czym niedługo dowiemy się ze szczegółami. Jedna z głównych bohaterek, wybitna lingwistka, zamiast wykładać na uniwersytecie, tkwi w domu na emigracji wewnętrznej, przemyśliwając o wyjeździe za granicę. Druga, córka znanego dziennikarza objętego zakazem druku, bardzo chciałaby kontynuować rodzinną tradycję, w gazecie dostaje jednak tylko kronikę towarzyską, czyli pisywanie o ślubach, chrzcinach, torebkach i kapeluszach. Chorobę kolegi z kroniki kryminalnej traktuje jak uśmiech losu, szczególnie, że ma za niego zająć się morderstwem damy z barcelońskiej socjety, wdowy po znanym lekarzu.
Od tej chwili wciąż będą wchodzić sobie w drogę: inspektor Castro, doświadczony glina o fotograficznej pamięci i ciętym języku, oraz dwie kobiety w poszukiwaniu bombowego materiału na pierwszą stronę i okazji do zagrania mundurowej władzy na nosie.
Eksperyment gatunkowy jest, przy okazji, eksperymentem językowym. To już druga wspólna książka, napisana po hiszpańsku przez tandem Niemki i zamieszkałej od lat w Niemczech Hiszpanki. Kwestie języka są też kluczowe dla rozwoju fabuły, zaskakujących odkryć dokonuje Beatriz, doktor filologii, obdarzona nie tylko analitycznym, ale swoiście makiawelicznym umysłem (jeśli wziąć pod uwagę rady, udzielane dwojgu młodym krewnym). W odkrywaniu mrocznych stron barcelońskiego życia, sekretów władzy i pieniądza dzielnie sekunduje jej śmiała i pełna fantazji Ana. Inspektor Castro za to, nie wiadomo dlaczego, jest właściwie marionetką, manipulowaną nie przez bohaterki, a raczej przez autorki, dla sklejenia przekombinowanej intrygi. Cokolwiek by mówić, im bardziej opresyjny reżim, tym bardziej fachowi policjanci. Inspektor Castro na pewno nie jest głupi, dlaczego więc bije świadka przy ledwie poznanej dziennikarce, pozwala kopiować dowody, buszować po miejscu przestępstwa i zostawia szuflady bez nadzoru? Dla fabuły, wysoki
sądzie, dla fabuły… Mamy tu zatem interesujących bohaterów w naciąganej intrydze. Dla Beatriz, Any, Pabla, inspektora Castro i starej Barcelony w tle warto jednak dać autorkom druga szansę.