Z tekstami składającymi się na jedną z nielicznych publikacji prozatorskich naszej noblistki zetknęłam się już w dość odległej przeszłości, jako czytelnik „Życia Literackiego”. Nie miałam wówczas jeszcze zielonego pojęcia, kto też może być autorem odpowiedzi, z tak dotkliwą ironią komentujących treść nadesłanych do redakcji tekstów. Wiedziałam jedno: że gdybym była kandydatem na człowieka pióra, nigdy, przenigdy nie zdobyłabym się na posłanie tam właśnie swoich prób literackich, z obawy, że zostaną skwitowane takim na przykład komentarzem: „Cio to? Ależ oczywiście, to wierszyki dla dzieci pisane przez różne straszliwe niewiasty. Pragnie Pani dołączyć do ich grona.”
Zdecydowanie wolałabym była być ocenioną przez Jerzego Krzysztonia, prowadzącego mniej więcej w tym samym czasie analogiczną działalność na antenie Polskiego Radia (zbiorek tekstów pod takim samym tytułem – Poczta literacka – wydano we wczesnych latach 80, tuż po śmierci pisarza), który nawet dla najbardziej wytrwałych okolicznościowych rymopisów, autorów nowelek bez pomysłu i topornych, przaśnych fraszek miał tyle cierpliwości, by podsumować ich twórczość słowami krytycznymi, lecz nie raniącymi.
Dawne to jednak czasy, więc dziś, dostawszy do rąk wybór najcelniejszych wyroków pióra pierwszej damy polskiej poezji, najpierw ubawiłam się nimi setnie – jak powinien ubawić się każdy posiadający nieco wyrobienia literackiego czytelnik – zwłaszcza wtedy, gdy prócz samych ocen zawierały i cytaty z ocenianych utworów w rodzaju: „Naszą wyspę owiewa cyklop namiętności...”. Nie można się oprzeć wrażeniu, że i dla redaktora Poczty pisanie tych odpowiedzi było źródłem przedniej zabawy. Przemawiają za tym choćby zamieszczone na końcu zbiorku tekściki adresowane do rzekomych debiutantów z zagranicy, w których bez trudu rozpoznać można światowej sławy pisarzy dawnych epok. Widzisz, miły czytelniku – zdają się mówić owe żarciki – skorośmy się tak straszliwie przejechali po panu W.S. z Londynu, a mimo to udało mu się wejść do kanonu literatury, toś nie powinien nam mieć za złe, żeśmy i ciebie bezlitośnie obśmiali...
Ale potem znów spojrzałam na sprawę z perspektywy niedoszłego literata – młodego człowieka, który pełen nadziei wysłał swoje próby do redakcji opiniotwórczego czasopisma, i miast odpowiedzi wskazującej rzeczywiste ich niedostatki lub tylko zwyczajowego komentarza „Na razie nie do druku”, otrzymał taką śliczną, ironiczną ripostę. Chyba jednak nie było mu do śmiechu...
Choć sama autorka w zamieszczonej na wstępie rozmowie z Teresą Walas (która dokonała wyboru tekstów) z przekonaniem twierdzi, „że kubeł zimnej wody wylanej na głowę ma własności lecznicze”, nie sposób uwolnić się od przeświadczenia, iż kubeł ten niekiedy bywał za duży, a woda zbyt lodowata, co nie każda głowa znieść może, i że w wielu przypadkach można było uniknąć ośmieszania niedoszłego autora bez szkody dla prestiżu redakcji „ŻL” i samego Redaktora.
Mimo więc bezspornego faktu, że Poczta literacka jest popisem pięknego stylu, erudycji, błyskotliwości i dowcipu, dowodzącym niepospolitego kunsztu prozatorskiego autorki, wolę, by moje dla tej wspaniałej artystki uwielbienie opierało się nadal na podziwie dla jej poezji, w której ironia jest nieskończenie bardziej zwiewna i nie tak konkretnie zaadresowana...