Malazańskiej Księgi Poległych będzie tomów dziesięć. Tak zapowiedział autor, a sądząc po jego żelaznej konsekwencji stać się to musi. Co potem Steven Erikson ze sobą pocznie? Czym się zajmie mając lat pięćdziesiąt i będąc u szczytu możliwości pisarskich? Nie wiem doprawdy i on chyba również nie bardzo o tym myśli. Właściwie to mnie niespecjalnie obchodzi, choćby – czego mu oczywiście nie życzę – zszedł z tego padołu, już się unieśmiertelnił. Cykl ten bowiem jest czymś tak odmiennym, nowatorskim, dziwnym i nie do ocenienia czy opisania, że czuję pewien dyskomfort mierząc dzieło tak niesamowite moim skromnym tekstem. Ale cóż, grono wielbicieli historii snutych przez genialnego Kanadyjczyka jest jeszcze zbyt wąskie, wobec tego trzeba je przybliżyć i do jego poznania zachęcić.
Zachęcić? Przecież to się mija z celem, autor bowiem nie dba o to wcale. Tak, drogi Czytelniku, nie jesteś Stevenowi Eriksonowi do niczego potrzebny. Nie chcesz zjawić się na kontynencie Genabackis i stanąć u wrót miasta Capustan, któremu grozi śmiertelne niebezpieczeństwo? Proszę bardzo, lektur ci u nas dostatek i dla Ciebie znajdziemy jakiś fantasy kicz made by Andre Norton et consortes. Wziąłeś już do ręki tom trzeci, czyli Wspomnienie lodu? Zatem albo jesteś szalony, albo masz zbyt dużo czasu, albo znasz już to miejsce, które opisał – nie! – wyczarował dla nas jej autor. Czytałeś * Ogrody Księżyca* i * Bramy Domu Umarłych*? Gęsty i zawiesisty styl, mroczna i tajemnicza akcja, obcy, niezrozumiały i wrogi świat, bohaterowie, których nie da się polubić, potworne momentami opisy walk – znasz
już to wszystko? Zatem ledwo zostałeś przygotowany do tego, co czeka cię we Wspomnieniu lodu. Wracamy bowiem na południe, do zastępu Dujeka Jednorękiego, który prowadzi podwójną grę będąc zarazem buntownikiem i najwierniejszym z dowódców cesarzowej Laseen. Co ciekawe, tom trzeci rozgrywa się nieco wcześniejszym planie czasowym niż drugi – o Tornadzie słyszymy jako o czymś, co dopiero się ma pojawić, zaś jeśli zastanawialiście się, w jakich okolicznościach Heboric Lekki Dotyk, kapłan Fenera stracił dłonie, a zyskał tatuaże, tego właśnie się tu dowiecie. Powrócą Ganoes Paran, tajemniczy Sójczeka, władca Odprysku Księżyca Anomander Rake, jednooki Toc Młodszy oraz Srebrna Lisica (nie podejmuję się powiedzieć z całą pewnością, kim była w tomie pierwszym). Śmiertelni wrogowie: Dujek, Kallor, Rake, Caladan Brood czy plemiona dzikich Barghastów nagle przestaną z sobą walczyć, by wspólnymi siłami stawić opór niesamowitej dziczy potwornego Pannion Domin, destrukcyjnego imperium rządzonego przez tajemniczego maga,
posyłającego do walki legiony Tenescowri, czyli po prostu wygłodniałych kanibali.
Tak, Erikson potrafi stworzyć atmosferę zagrożenia i beznadziejności egzystencji stworzonego przez siebie świata. Przez większą część powieści wydarzenia oglądami oczyma najemników z oddziału Szarych Mieczy, którzy podjęli się beznadziejnego zadania obrony Capustanu przed hordami Tenescowri. Opis walki o miasto jest po prostu oszałamiający w swym monstrualnym okrucieństwie, a jednocześnie tak plastyczny, że podczas lektury czuć niemal smród nadpalonego mięsa ludzkiego. Zresztą Erikson pisarsko jest najmocniejszy w epickich scenach militarnych, czemu dał wyraz i w poprzednich tomach cyklu.
Porywa, ale zarazem odtrąca. Wyjaśnia, ale zarazem gmatwa. Zabija, ale zarazem ożywia. Fabuła we Wspomnieniu lodu nie jest najważniejsza, podsuwa się powoli, przytykana jest obszernymi dialogami postaci odnoszącymi się do spraw nie do końca przez nas zrozumiałych, a oczywistych dla postaci żyjących w tym pokręconym świecie. Niektóre motywacje działań są też trudne do pojęcia, bo niech mi ktoś wyjaśni, jaki był cel ucieczki Toca Młodszego do władcy Pannion Domin?
Niechże buduje dalej Steven Erikson swoją prywatną katedrę Notre Dame, my od czasu do czasu przyjdziemy, popatrzymy, będziemy podziwiać portyki i wystrój bocznych naw, pozastanawiamy się, czemu akurat tę rzeźbę ustawił tu, a nie tam i dlaczego tak uczynił. Potem wyjdziemy i wrócimy znów, gdy ukaże się kolejny tom budowli, który zapewne zmieni wszystko, poza może samą kubaturą. A wrócimy tu na pewno.