Niejeden raz już pisałam o tym, że wystarczy przeczytać jedną książkę Sherrilyn Kenyon, by powiedzieć, że czytało się wszystkie. Po lekturze czwartej z kolei można zasadniczo samodzielnie rozpisać dalszy ciąg całego cyklu, szczególnie, że wygląda na to, iż amerykańska autorka postanowiła chyba dorównać Margit Sandemo pod względem długości produkowanej przez siebie serii. „Mroczny Łowca” liczy sobie już trzydzieści sześć pozycji i aż strach pomyśleć, czym jeszcze autorka nas (nie)zaskoczy.
Tymczasem czwarta część cyklu zatytułowana Objęcia nocy to kolejna historia Mrocznego Łowcy, czyli wojownika, który zaprzedawszy duszę Artemidzie, zyskał nieśmiertelność, a tym, co popchnęło go do tej decyzji jest pragnienie zemsty. Za otrzymany od bogini dar (który częściej bywa dla Łowców przekleństwem) przysięga, że od tej pory będzie wiecznie ochraniał rodzaj ludzki przed Daimonami i wampirami, którzy polują na ludzi. To – i uwielbienie do szczegółowych, pozbawionych gustu opisów seksualnych przygód bohaterów oraz koncentracja na motywie „on – drań, ona – niewinność w opałach” z różnymi wariacjami – stanowią podstawę twórczości Sherrilyn Kenyon (przynajmniej jeśli chodzi o cykl „Mroczny Łowca”). Ponieważ zaś wszystkie książki są takie same i w podobny sposób jednocześnie nużą oraz wywołują pianę na ustach, trudno opisać wrażenia z kolejnej części.
Tym razem bohaterem powieści jest wikiński wojownik o imieniu Wulf, wyróżniający się przede wszystkim tym, że ktokolwiek go spotka, zapomina o nim niemal natychmiast. Jak nietrudno się domyślić, ta dość poważna wada mocno komplikuje życie zarówno Łowcy, jak i jego otoczenia. Jest jednak ktoś, kto o Wulfie nie może zapomnieć i kto o nim śni – Cassandra to jedyna kobieta, która potrafi zapamiętać Łowcę. Brzmi idealnie, prawda? W przypadku innej amerykańskiej autorki zapewne Cassandra szybko zdobyłaby serce Wikinga, przynajmniej ze względu na dość proste wyeliminowanie potencjalnej konkurencji – jednak u Kenyon nawet najbardziej prostacka historia musi zawierać w sobie wątek piętrzących się ponad miarę kłopotów. Nie inaczej jest i tym razem: Cassandra to przedstawicielka rasy, na którą Wulf przysiągł polować – księżniczka stanowi zatem dla Łowcy prawdziwy zakazany owoc…
O ile w poprzednim tomie, w którym opisana została historia Zareka, Mrocznego Łowcy z Alaski, Kenyon pokusiła się o odrobinę romantyzmu, który nie wiązał się wyłącznie ze zwierzęcym seksem opisanym w najdrobniejszych szczegółach, o tyle w Objęciach nocy autorka chętnie wraca do swego ulubionego pisarskiego modus operandi – i nie jest to oczywiście zaleta (a przynajmniej nie dla mnie). Trudno powiedzieć czym wyróżnia się na tle pozostałych części cyklu opowieść o Wulfie i Cassandrze: jest nadal nużąco, schematycznie, przewidywalnie, a ból, jaki sprawia sama lektura porównywalny jest chyba tylko do uczucia borowania wszystkich zębów na raz – bez znieczulenia. Jak zwykle brak psychologicznej głębi bohaterów, dobrej narracji, wartkiej akcji i wszystkiego, co mogłoby w ostateczności uratować książkę przed ostateczną klęską.Pozostaje jedynie żal – do autorki: że nie docenia inteligencji czytelników, do jej wydawcy: że podjął decyzję upublicznienia tak niesamowicie słabej książki i wreszcie żal, że
zmarnowano tak wiele papieru, nie mówiąc o żalu za zmarnowanie czasu na czytanie czegoś, co mogłabym polecać jedynie w ramach czytelniczej tortury. Polecam jedynie tym, którzy lubują się w książkowej pornografii z rzadka okraszanej wyjątkowo słabo skonstruowanymi historiami z dodatkiem greckiej mitologii w wersji dla erotomanów.