Ks. Krzysztof Niedałtowski o ochronie przed koronawirusem. Rozwiał wątpliwości
"Koronawirus to kara za grzechy. Musimy to przyjąć", "Przyjęłam komunię świętą - to mnie chroni" - bywa, że tak mówią osoby bardzo religijne. Jak reagować na podobne słowa? Ks. Krzysztof Niedałtowski odpowiedział na wszystkie wątpliwości. Spotkanie z duchownym zostało zorganizowane przez gdańską Fundację Hospicyjną.
W Wielki Czwartek gościem Fundacji Hospicyjnej był ks. Krzysztof Niedałtowski, teolog i religioznawca, duszpasterz środowisk twórczych archidiecezji gdańskiej, rektor kościoła św. Jana, działacz społeczny. Spotkanie odbyło się w ramach cyklu rozmów "Bliżej siebie LIVE". Poruszane tematy dotyczyły aktualnej sytuacji. Rozmówca Dagny Kurdwanowskiej, dziennikarki, autorki, opiekunki rodzinnej i kierowniczki ds. Marketingu w Fundacji Hospicyjnej, odpowiadał na pytania związane z duchowością w czasie pandemii koronawirusa.
Dziennikarka zapytała o bardzo ważną kwestię - wiarę osób religijnych w to, że komunia święta chroni przed wirusem. - Czasem nie zdaję sobie sprawy z poziomu świadomości niektórych ludzi, nie osądzając ich, broń Boże. Weźmy choćby kwestię komunii. Episkopat polski już kilkanaście lat temu wprowadził zalecenie przyjmowania komunii na rękę jako powrót do pierwotnych form wczesnego chrześcijaństwa - mówił duchowny.
Wyznał, że sam tłumaczył wiernym i praktyczny, i teologiczny wymiar takiej komunii, jednak nie spotkał się ze zrozumieniem.
- Jeśli nasze usta są godne dotknąć ciała pańskiego, to dlaczego dłoń ma nie być godna? (...) Teraz to jest niesamowicie ważne. W komunii na rękę nie ma kontaktu ze śliną. A ja się dowiaduję, że w niektórych parafiach księża w ogóle nie chcą udzielać komunii na rękę. - tłumaczył.
Dodał, że niektórzy słysząc o takim sposobie przyjmowania komunii, uważają to za herezję. - Jestem tym zdumiony. To jest niezgodne z nauką Kościoła.
Wydaje się, że przyzwyczajenie się do nowych warunków wymaga czasu i, jak przyznał duchowny, "długotrwałego tłumaczenia".