Trwa ładowanie...

Ks. Adam Boniecki: Dawno minęły czasy, w których Kościół jednoznacznie potępiał każde odebranie sobie życia

Wygłosił kazanie na pogrzebie Piotra Szczęsnego, który w październiku ub. roku podpalił się w proteście przeciwko poczynaniom rządu - i zmarł. Parę dni później Zgromadzenie Księży Marianów przywróciło mu zakaz wypowiedzi w mediach. Zdjęty ledwie parę miesięcy wcześniej, po sześciu latach funkcjonowania. ”Połączenie odebrane”, to pierwsza, po tym ponownym zamknięciu ust, książka ks. Bonieckiego. Przeczytaj przedpremierowo fragment - słowa, które stały się powodem do nałożenia kary.

Ks. Adam Boniecki: Dawno minęły czasy, w których Kościół jednoznacznie potępiał każde odebranie sobie życiaŹródło: WP.PL, fot: Pągowski
d2x572m
d2x572m

Dlatego to śpiewamy

”Wolność kocham i rozumiem! Wolności oddać nie umiem!” – tak śpiewali w wakacje 2017 roku Polacy manifestujący w Warszawie przed Pałacem Prezydenckim, Sejmem i Senatem oraz w różnych innych miastach Polski.

O wolności napisano mnóstwo. Pisali o niej Arystoteles i Platon, święty Augustyn i święty Tomasz, Hobbes, Sartre, Jan Paweł II i wielu innych. Ale obok pism jest jeszcze bogactwo ludzkich doświadczeń. To do nich się odwołuje wyśpiewywana dzisiaj deklaracja: ”kocham, rozumiem... oddać nie umiem”. To doświadczenie uczy, że z wolnością jest jak z powietrzem, chlebem czy dachem nad głową. Kiedy ich nie brakuje, są tak oczywiste, że pozostają poza zasięgiem uwagi. Te ”oczywiste” dobra odkrywamy wtedy, kiedy zaczyna ich brakować: ”Ile cię trzeba cenić, ten tylko się dowie / Kto cię stracił”.

Niemiecka okupacja była tak straszna, że przyniesione przez Armię Czerwoną wyzwolenie dla mnie, wtedy jedenastolatka, było wielkim doświadczeniem wolności. Potem, choć chcieliśmy w PRL-u żyć normalnie, nastąpił ciąg zderzeń z murem, którym był otoczony ten nasz, niby normalny, świat. Takie było moje pierwsze osobiste doświadczenie barier: tajniak, który w nowo otwartym warszawskim ”cedecie”, podsłuchawszy, jak ja, uczniak gimnazjum, mówię do brata coś złośliwego o władzy ludowej, wciąga mnie do windy, zatrzymuje ją między piętrami, pokazuje tajniacką legitymację i ponieważ – mówi – ustrój mi się nie podoba, grozi aresztowaniem (tak!) i represjami wobec rodziny.

Przyszły następne doświadczenia: znajomi wsadzani do więzienia za AK, represje za poglądy, za przyznawanie się do wiary, uwięzienie prymasa Wyszyńskiego, odebranie mojemu zakonowi domu i przymusowe wywiezienie nas, a wszystko po to, żeby stworzyć tam reżimową uczelnię teologiczną, z zamiarem produkowania proreżimowych księży patriotów. Odmowa zameldowania, czyli urzędowej zgody na moje zamieszkanie w Krakowie. Po nocy okupacji obudziliśmy się odcięci od reszty świata. Zagraniczne radiostacje zagłuszano, nie było dostępu do zagranicznej prasy, otrzymanie paszportu, czyli zezwolenia na wyjazd za granicę, było łaską (miałem kilka odmów). Raz jej zaznałem, lecz gdy wracałem, na granicznej stacji wyprowadzono mnie z pociągu na rewizję, skonfiskowano mnóstwo książek. O wolności słowa przypominał Urząd Kontroli Prasy, Publikacji i Widowisk, czyli cenzura. Każdy tekst, nawet drukowany na powielaczu, był kontrolowany, często masakrowany lub zatrzymywany w całości. Tak, rzeczywiście istniało orwellowskie Ministerstwo Prawdy. Wszędzie czyhały podsłuchy, donosy, inwigilacja (dyskretna lub ”ostentacyjna”) tajniaków, którzy przez tygodnie mnie nie odstępowali, kiedy poruszałem się moim fiatem 126 p. I pod byle pretekstem przesłuchania. Do tego policyjne restrykcje wobec Kościoła i pracy duszpasterskiej.

"Tygodnik Powszechny", w którym ks. Boniecki jest redaktorem seniorem, broni duchownego Agencja Gazeta
"Tygodnik Powszechny", w którym ks. Boniecki jest redaktorem seniorem, broni duchownego Źródło: Agencja Gazeta, fot: Tomasz Pietrzyk

"Tygodnik Powszechny", którego ks. Boniecki jest redaktorem seniorem, broni duchownego, określając decyzję o zakazie wypowiadania się w mediach mianem szczególnie niefortunnej.

d2x572m

Żyliśmy jak w złym domu dziecka, w którym dyrekcja (państwo, partia) mówi: bądźcie posłuszni, zaufajcie nam, bo my najlepiej wiemy, czego wam potrzeba. To my jesteśmy od myślenia.

Wszystko zależało od jedynej słusznej partii, wspieranej przez tajne służby. A my, o zgrozo, nauczyliśmy się w tym żyć. Nie, nie porównuję tu dzisiejszej Polski z PRL. Chodzi mi tylko o moją prywatną lekcję wolności. Każdy z broniących dzisiaj demokracji ma swoją.

Ksiądz Józef Tischner pisał Nieszczęsny dar wolności już w czasach, kiedy wolność trzeba było zagospodarowywać, budować instytucje zabezpieczające jej prawa stanowione w służbie wspólnych interesów. Naprawiać je, ale nie niszczyć.

Dlatego jesteśmy uczuleni na naruszanie instytucji gwarantujących wolność. Przeraża nas myśl, że w ciągu kilku nocy można zniweczyć to, co budowano latami. Dlatego śpiewamy to, co śpiewamy. Po oświadczeniu prezydenta Andrzeja Dudy, który zawetował projekty ustaw o KRS i Sądzie Najwyższym, mogę tylko powtórzyć: trzeba śpiewać o wolności.

d2x572m

Śmierć Piotra Szczęsnego jest krzykiem

”A ja wolność kocham ponad wszystko. Dlatego postanowiłem dokonać samospalenia i mam nadzieję, że moja śmierć wstrząśnie sumieniami wielu osób, że społeczeństwo się obudzi i że nie będziecie czekać, aż wszystko zrobią za was politycy – bo nic nie zrobią!” – napisał w pozostawionym dla nas liście Piotr Szczęsny, Szary Człowiek, który w czwartek 19 października w Warszawie pod Pałacem Kultury dokonał samospalenia, a potem – 29 października 2017 roku – zmarł w szpitalu.

Wciąż myślę o Piotrze Szczęsnym. Co może popchnąć człowieka do takiego kroku? Jaka rozpacz? Jakie poczucie bezsilności? Żona pana Piotra, na którą wiadomość o tym, co się stało, spadła jak grom z jasnego nieba, mówi: ”Nie mógł wytrzymać tych kolejnych posunięć władzy, kłamstw wypowiadanych przez polityków. On już tego nie mógł znieść. Rozmawialiśmy o tym, co tracimy jako kraj, że to może być bezpowrotne, nie wiadomo, kiedy coś się uda odbudować”. Śmierć Piotra Szczęsnego jest krzykiem skierowanym do tych, którzy decydując o losie ojczyzny, śledzą statystyki, wykresy PKB, rozmaite średnie na głowę mieszkańca, trendy i procenty w sondażach; jest dramatycznym wołaniem do nich, żeby wiedzieli, że za tymi makroinformacjami stoi żywy człowiek, wielu żywych ludzi. Niech pamiętają – krzyczy śmierć Piotra Szczęsnego – że całkiem poza partiami i polityką istnieje człowiek, istnieją ludzie, którzy cierpią, bo kochają ojczyznę, są ludzie, dla których los ojczyzny jest równie ważny, a nawet ważniejszy niż ich własny, że w Polsce są jeszcze ludzie, którzy ojczyznę kochają. Nie wszyscy jednakowo. Jedni w trudnych chwilach zaszywają się w mysiej dziurze, by przeczekać, drudzy protestują na ulicach, inni po prostu uciekają z kraju (mówią: ”póki można”). Są wreszcie i tacy, którzy twierdzą, że aby coś zmienić, trzeba być blisko rządzących. Ale wciąż są jeszcze tacy Polacy jak Piotr Szczęsny. Oni lepiej niż inni widzą zagrożenia i zniszczenia, które Piotr Szczęsny opisał i piętnastokroć w swym liście oprotestował. Był przekonany, że u nas nikt i nic procesu destrukcji nie powstrzyma, jeżeli coś nie ”wstrząśnie sumieniami wielu osób”. Jakże rozdzierający musiał być ból, jak ogromne poczucie bezradności, jeśli Piotr Szczęsny, by wstrząsnąć sumieniami wielu, w pełni świadom, co wybiera, wybrał, jak Jan Palach w Pradze w 1969 roku i Ryszard Siwiec w Polsce w 1968 – samospalenie. Palach napisał: ”Mój czyn ma sens, ale nikt nie powinien go naśladować. Studenci powinni zachować życie, aby spełnić jego cele, by żywi mogli wesprzeć walkę”.

Agencja Gazeta
Źródło: Agencja Gazeta, fot: Jakub Porzycki

Z przemówienia ks. Bonieckiego wygłoszonego podczas pogrzebu: "Mówią mi: z samobójcy robisz świętego. Nie jestem urzędem ogłaszającym świętych. Myślami stoję tam, na placu pod Pałacem Kultury i pytam: kim ja jestem, żeby osądzać czyn mego bliźniego".

d2x572m

Jarosław Mikołajewski w wierszu Do człowieka który podpalił się pod pałacem kultury w czwartek 19 października 2017 napisał: ”chcę dodać że formę pańskiego / sprzeciwu / uważam za najbardziej ze wszystkich szlachetną / spalić się / tak to czytam / znaczy spalić w sobie / co jeszcze nie zostało spalone w sprzeciwie”.

Dawno minęły czasy, w których Kościół jednoznacznie potępiał każde odebranie sobie życia. Rozwój wiedzy o człowieku sprawił, że do tragedii samobójstwa Kościół podchodzi dziś z wielką ostrożnością. Katechizm Kościoła katolickiego uczy, że ”nie do nas należy osąd człowieka, zostaje on w rękach Boga. Nie można mówić, że ktoś, kto odebrał sobie życie, został potępiony. Nie powinno się tracić nadziei dotyczącej wiecznego zbawienia osób, które odebrały sobie życie. Bóg, w sobie wiadomy sposób, może dać im możliwość zbawiennego żalu. Kościół modli się za ludzi, którzy odebrali sobie życie” (KKK 2283).

”Chcę dodać, że formę pańskiego sprzeciwu uważam za najbardziej ze wszystkich szlachetną...”.

Materiały prasowe
Źródło: Materiały prasowe

Fragment pochodzi z książki ks. Adama Bonieckiego, ”Połączenie odebrane”, wydawnictwo Znak. Premiera 10 stycznia 2018

Obejrzyj też: ”Dziwne reguły”. Ks. Boniecki powinien odejść z zakonu marianów?

d2x572m
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d2x572m