Pojawienie się zwojów z Qumran, sprawiło, że wielu naukowców ponownie uwierzyło w znaleziska na miarę odkryć filmowego Indiany Jonesa. Pisarze nie byliby sobą, gdyby nie wykorzystali nowego tematu w swoich dziełach. I dobrze, bo ostatnio miałam wrażenie, iż, pośród dzieł określanych jako powieść historyczna, mamy wyłącznie takie, które powielają dość sprany już schemat opowieści Dana Browna. Na szczęście tutaj mamy do czynienia z typową powieścią historyczną, dodatkowo zabarwioną wątkiem kryminalnym i psychologicznym. Obrazem krwawego mordu, ale także wewnętrznej przemiany głównego bohatera. Tak więc, możemy zaczynać. Proszę wycieczki, na prawo widzimy majestatyczne Koloseum, oczywiście w całości, w końcu mamy rok 95 naszej ery, po lewej krwawiące jeszcze zwłoki, oraz wstrząśniętego (i zmieszanego) Rzymianina. To nasz przewodnik po tym starożytnym świecie, więc chyba należy przyjrzeć mu się bardziej badawczo. Nazywa się Decymus Juniusz Juwenalis, ma coś z czterdzieści lat, prezentuje się niezgorzej nie
tylko fizycznie, ale także w sferze majątkowej i, co istotne dla sprawy, jest chyba „pupilem” cesarza Domicjana. Chociaż, zaraz zaraz... raczej nim był, jeżeli w ogóle, ale sam o tym jeszcze nie wie. Ten obok niego, to właśnie uzmysławiający sobie co się stało, jego przyszły przyjaciel w niedoli, Archigenes.
A co się właściwie stało? Otóż Decymus, zamiast obudzić się obok pięknej kobiety, z którą nasz bohater spędził miłe chwile, ujrzał obok siebie Żyda. Nie zrozumcie mnie źle, ale takie towarzystwo w tych czasach nie było zbyt najodpowiedniejszym. Szczególnie dla tych, którzy mieli na uwadze swoją karierę. A Decymus miał. Opuszczamy już Koloseum, raczej w pośpiechu, w końcu gonią nas dziwne, zakapturzone postacie, udając się w kierunku insuli, w której Archigenes zajmuje niestety najwyższe z pięter, ale może akurat nie będzie pożaru? Co do niego samego, to też sprawa nie jest do końca jasna. Wcale nie macie do czynienia z wspaniałomyślnym członkiem społeczności rzymskiej, ale zwyczajnym złodziejem, który tylko przez krwawy przypadek nie ograbił Decymusa. Jednak najważniejsze jest to, co się w ogóle stało? Kto podłożył zwłoki, a teraz pragnie śmierci Rzymianina? Kto sprawił, że cesarz obłożył go swego rodzaju, klątwą? I dlaczego lepiej byłoby, gdyby obydwaj opuścili Rzym i to jak najszybciej? Dlaczego nagle
on, mający raczej negatywny stosunek do nowego Boga, choć uważający iż inni dawno pomarli, nagle wpada w towarzystwo Żydów i chrześcijan?
Tak rozpoczyna się podróż Decymusa poprzez Włochy, Egipt, aż do mitycznego dla nas, Qumran. Podróż nadzwyczaj pasjonująca, gdyż zwyczajny wątek kryminalny opleciony został malowniczymi, ale jakże żywymi obrazami przeszłości. Wspaniałymi opisami świata, który po części dawno pokryły popioły, albo rozerwały na drobiny wiatry i słoneczne promienie. Świata, w którym ludzie miotani są wieloma uczuciami. Noszą w sobie pasjonujące tajemnice, ale także najprostsze uczucia, jak miłość. Są tutaj trzymające w napięciu ucieczki i pościgi w rydwanach, oraz tajemnice, które może nie powinny wyrywać się na światło dzienne? Wartka akcja jest na pewno zaletą tej powieści, ale nie można nie zauważyć komicznych dialogów, których autorem w większości jest Archigenes. Kryminalnej nici nie udało się przytłoczyć opisu świata historycznego, co oferuje nam naprawdę wspaniałą podróż w przeszłość. Podróż uświadamiającą, że człowiek, oraz jego wieczne pragnienie władzy, nie jest wymysłem naszych czasów. Ale przede wszystkim podróż
wielkiej przemiany, która uświadomi czterdziestoletniemu Decymusowi, zamotanego w pajęczynie zdarzeń, że bogactwo i sława są niczym, jeżeli nie ma się tym z kim dzielić.