Małe podwórko przy zadbanej kamienicy, zamykana na domofon brama, jakiś klomb, jakiś trzepak.Anonimowe miasto, anonimowi ludzie, mieszkańcy jednej kamienicy znający się z widzenia, kilku wymienia grzecznościowe pozdrowienia na schodach, kilku wie o sobie coś więcej, niż nazwisko i imię, powierzchowne kontakty, powierzchowne znajomości.
Pewnego dnia to wszystko się zmienia; na podwórku zwyczajnej kamienicy zjawiają się trzy koty: matka z dwoma młodymi, zaniedbane, chude, nieufne. Życie kota we współczesnym mieście jest trudne: „Miasto przestało być dla niech przyjazne; kocie życie najeżone było trudnościami”. Stopniowo znikała kocia nieufność i bariery między ludźmi, sąsiedzi zaczęli mieć imiona, osobowość, nawyki: pani Irena, to ta która pierwsza zaczęła karmić kocić rodzinę, Hubert, to nastolatek budujący domek z kartonu, pan Darek kupił elegancką budę dla psów, gdy skromny karton począł uczucia estetyczne niechętnych kotom mieszkańców kamienicy. I tak od kawałka wątróbki, miseczki mleka, zwykłego ludzkiego odruchu Nowakowski wyprowadza poczucie wspólnoty łączące kamienice i jej mieszkańców.
Autor tworzy ciepłą, optymistyczną bajkę, nawet tragiczna śmierć jednego z kotów nie zakłóca sielskiej atmosfery opowieści. Historia jest tyle ciepła, co błaha. Kilka banalnych przemyśleń na temat kotów: „kot to nomada”, „koty chodzą własnymi ścieżkami”, styka się z optymistycznymi prognozami: „świat się zmienia, ale zawsze znajdzie się miseczka mleka dla bezdomnego kota, bo nie wszyscy ludzie są źli”. Dramatyczne wydarzenia, które wstrząsają lokalną społecznością (zniknięcie kotów, tajemnicza śmierć jednego z nich) nie zakłócają radosnego wydźwięku całej opowiastki o kotach trzech jednoczących prawie całą kamienicę.