Komiks to nowa animacja. Rozmawiamy z Malin Falch
Malin Falch to norweska scenarzystka i rysowniczka, autorka bestsellerowej serii komiksowej dla dzieci "Światła Północy". Z autorką, która będzie gościem najbliższych Targów Książki w Warszawie (26-29 maja), rozmawiamy o jej pracy oraz o fascynacji dwuwymiarową animacją.
Bartosz Czartoryski: Czytasz komiksy od małego, czy polubiłaś je dopiero później?
Malin Falch: Może się to wydawać dziwne, bo jak byłam dzieckiem, to czytałam głównie komiksy frankofońskie z kolekcji taty, nie było to coś, co mnie przyciągało, póki nie odkryłam mangi.
Superbohaterowie cię nie pociągali?
Czytałam wtedy trochę Spider-Mana, potem polubiłam też Batmana, ale komiksy o superbohaterach zawsze wydawały mi się konfundujące, bo dzieje się tam strasznie dużo i nigdy nie potrafiłam powiedzieć, gdzie najlepiej zacząć czytać jakąś serię. Dzisiaj głównie patrzę na nazwiska, nie na postacie, i sięgam po komiksy napisane i narysowane przez kogoś, kogo pracę lubię. Dalej czytam dużo mangi, tam chociaż masz pewność, że jeśli sięgniesz po tom z numerem jeden, to faktycznie będzie on początkiem danej opowieści. No i twórca nie zmienia się w trakcie.
Studiowałaś grafikę koncepcyjną, ale komiksy zaczęłaś rysować wcześniej, prawda?
Tak, jeszcze w szkole średniej zrobiłam swój webcomics, i mniej więcej wtedy odkryłam też grafikę koncepcyjną. Uznałam, że na komiksach raczej nie zarobię tyle, aby móc się tym zająć na pełny etat, dlatego zajęłam się concept artem. Zaczęło mi jednak brakować opowiadania własnych historii, wymyślonych przez siebie fabuł, dlatego znowu zabrałam się za komiksy. Ale sporo nauczyłam się na studiach, od dyscypliny pracy, do samego rysowania teł, postaci.
Trwa ładowanie wpisu: instagram
Przez jakiś czas pracowałaś też dla firmy produkującej gry mobilne.
I chyba się wtedy uwsteczniłam artystycznie. Rysowałam ciągle jakieś nudy.
Obecnie pracujesz na pełny etat nad swoją serią "Światła Północy", która narodziła się trochę przed przypadek, prawda?
Tak, pierwotnie było to zadanie szkolne. Mieszkałam wtedy w San Francisco i otrzymaliśmy pracę domową, która polegała na twórczym przerobieniu jakiejś dobrze znanej opowieści. Ja wybrałam wtedy "Piotrusia Pana". Wymyśliłam nową otoczkę dla tej historii i wymieszałam ją z norweskim folklorem. Zaprojektowałam wszystkie postaci i środowiska, inspirując się rycinami z epoki romantyzmu. Byłam wtedy już trzy lata za oceanem i chciałam być trochę bliżej domu. A kiedy już skończyłam tej projekt, nie chciałam go porzucać i zmusiłam się, żeby napisać fabułę.
Rysujesz zgodnie z jakimś planem, czy wymyślasz wszystko na bieżąco?
Mam wszystko zaplanowane na trzy lata do przodu, ale dużo czasu schodzi mi na narysowaniu jednej strony. Zwykle jednak nie rozpisuję wszystkiego bardzo szczegółowo, tylko to, co się stanie, ale nie zawsze planuję, jak. Dlatego kiedy dochodzę do jakiegoś ważnego miejsca, może się okazać, że rozwiążę to inaczej, niż pierwotnie zakładałam. Obecnie dochodzę już do finału serii, który zaplanowałam pięć lat temu! A co dalej, dopiero będę myśleć.
Trwa ładowanie wpisu: instagram
Nie myślałaś, żeby połączyć z kimś siły przy swoim komiksie? Szłoby szybciej.
Lubię pracować sama, bez zespołu, bez partnera. Wybrałam komiksy, bo zawsze chciałam kręcić filmy, ale to kosztowne, no i sama tego nie zrobię. Dlatego zależy mi, żeby dzieło było autorskie, a moje komiksy przypominały dwuwymiarowe animacje. To sztuka, która dzisiaj jest już trochę zapomniana, choć tworzyli ją utalentowani ludzie. Chodziło mi o to, żeby oddać to doświadczenie.
Ale twoja bohaterka, Sonja, która trafia z naszej rzeczywistości do innego świata, wyłamuje się jednak ze schematu często proponowanego przez animacje — nie jest wybrańcem.
Tak, nie jest wyjątkowa per se, ale jest życzliwa, miła, umie słuchać i kocha ludzi. Otaczają ją fantastyczne postacie, teoretycznie bardziej interesujące od niej, bo tylko ona jest w tym baśniowym świecie zwyczajna, lecz przekornie to ją uczyniłam główną bohaterką tej historii.
Choć, jakby nie było, twoje komiksy przeznaczone są dla dzieci, mówiłaś, że nie tworzysz ich z myślą o najmłodszych czytelnikach. Jak to działa?
Czytelnicy dorastają z postaciami, które rozwijam, dlatego późniejsze tomy poruszają już doroślejsze problemy. Ale faktycznie nie myślę, dla kogo to rysuję, po prostu wymyślam historie i nie zastanawiam się, czego się ode mnie oczekuje. Mam jednak zespół redaktorski, który czasem mi podpowiada, że coś może być zbyt brutalne, ale z drugiej strony jako dziecko uwielbiałam być traktowana jak dorosła i kiedy czytałam komiks, gdzie było coś strasznego, byłam zadowolona.
Co planujesz dalej, jak już domkniesz fabułę "Świateł Północy"?
Będę dalej eksplorować ten świat, chciałabym narysować prequele, spin-offy. Myślę też od jakiegoś czasu o historii z wikingami i o czarno-białym komiksie inspirowanym seriami mangowymi, skupionym nie na rysunkach, ale na scenariuszu. Może się uda!