Trwa ładowanie...

Kochała i nienawidziła jednocześnie. Pierwsza partnerka Steve'a Jobsa odsłania tajemnice

Legenda, wizjoner, rewolucjonista. Tak zapamiętało Steve'a Jobsa wielu. A pierwsza partnerka? Zupełnie inaczej. Pisze o tym, jak razem brali LSD, o upokorzeniach i oświeceniu, jakie chciał przeżyć Jobs. To nie są grzeczne wspomnienia.

Kochała i nienawidziła jednocześnie. Pierwsza partnerka Steve'a Jobsa odsłania tajemniceŹródło: Getty Images
d1lq6qy
d1lq6qy

Dzięki uprzejmości Kompanii Mediowej publikujemy fragment książki Chrisann Brennan, "Nadgryzione jabłko".

Steve często dawał wyraz przekonaniu, że w poprzednim wcieleniu był pilotem podczas drugiej wojny światowej. Opowiadał mi, że prowadząc samochód, czuje silny impuls, by pociągnąć kierownicę ku sobie, jak drążek w samolocie. Wydawało mi się to dziwne, choć rzeczywiście miał szorstki urok rodem z lat czterdziestych.

Zobacz: Steve Jobs w filmach pokazywany jest jako legenda bez skazy

Uwielbiał muzykę big-bandów w stylu Tommy’ego Dorseya, Benny’ego Goodmana i Counta Basiego. Na pierwszej imprezie Apple’a nawet tańczył w stylu lat czterdziestych. Mogłam więc to sobie wyobrazić: Steve jako młody człowiek, z całą amerykańską inwencją tamtych prostszych czasów, z wyraźnym poczuciem dobra i zła. Jednak w 1977 roku nie tak go postrzegałam.

d1lq6qy

Apple rozwijał skrzydła, a Steve pilotował nie samolot, lecz statek kosmiczny, który pruł przestworza – dalej, niż ktokolwiek mógł sobie wyobrazić. Jednocześnie Steve się przeobrażał. W tym okresie przeprowadziłam się ze Steve’em i Danielem do Cupertino. Wynajęliśmy pięciopokojowy dom w stylu ranczerskim przy Presidio Drive, nieopodal pierwszej siedziby Apple’a. Steve powiedział, że mieszkanie tylko ze mną mu nie wystarcza – chciał, by zamieszkał z nami również jego kumpel Daniel, bo uważał, że to rozładuje panujące między nami napięcie.

Nasz związek przebiegał jak sinusoida: byliśmy na przemian szaleńczo w sobie zakochani lub totalnie sobą znudzeni. Zasugerowałam Steve’owi, że może powinniśmy się rozstać, ale odparł, że po prostu nie potrafi się pożegnać. Miło mi było to usłyszeć, ale też zbytnio polegałam na jego decyzjach.

Getty Images
Źródło: Getty Images

W domu przy Presidio Steve nie chciał, byśmy dzielili sypialnię. Uznał, że nie powinniśmy odgrywać z góry ustalonych ról i lepiej, żebyśmy spędzali razem czas tylko wtedy, gdy oboje będziemy tego pragnęli. Zraniło mnie to, ale tłumaczyłam sobie, że ma rację – że obojgu nam potrzeba swobody i wolności wyboru. Przystałam więc na ten układ, nie zastanawiając się, na co ja sama mam ochotę.

d1lq6qy

Nie wiedziałam też, jak bronić swoich racji w obliczu tego, czym i kim Steve się stawał. Nie umiałam trwać przy swoim, szukałam porozumienia i liczyłam na sprawiedliwe traktowanie. Zbytnio ufałam jego prawdomówności i częściowo właśnie dlatego – mimo oczywistych faktów – nie zorientowałam się w sytuacji.

Steve wybrał sobie sypialnię od frontu. W typowy dla siebie sposób zajął pozycję kapitana okrętu. Zawsze chciał być u steru. Ja wprowadziłam się do głównej sypialni, zadowolona, że mam najlepszy pokój. Uroczy dziwak Daniel spał na podłodze w dużym pokoju, koło pianina. Jednak po miesiącu Steve spakował i wyniósł moje rzeczy z głównej sypialni i sam się tam wprowadził.

d1lq6qy

Zorientował się już, że zajęłam wygodniejszy pokój, z osobną łazienką i wyjściem do tylnego ogródka. To Steve zapłacił kaucję za wynajem, więc miał prawo wybrać sobie sypialnię, ale sposób, w jaki to załatwił, był dla mnie głęboko upokarzający. Nawet po tej przykrej zamianie pokoi nadal nocami kochaliśmy się tak namiętnie, że ponad piętnaście lat później zadzwonił do mnie znienacka, by wyrazić swoją wdzięczność. Był wtedy żonaty i jedyne, co mi przyszło do głowy, to: "rany… faceci… jednak… są… naprawdę… inni".

Getty Images
Źródło: Getty Images

Wyobraźmy sobie, że to ja zadzwoniłabym do niego z takim wyznaniem. Najwyraźniej różne rzeczy zapadły nam w pamięć. Ja zapamiętałam głównie, że Steve robił się okropny, a ja czułam się coraz bardziej zagubiona. Miał jednak rację, że nasz seks był wspaniały.

d1lq6qy

Kiedy do mnie zadzwonił, uderzyło mnie nie tylko wspomnienie tamtych chwil, ale też jego dziwna potrzeba ryzykownego wyrażenia takiej intymności. Odłożywszy słuchawkę, stałam nieruchomo i myślałam: może Steve uważa, że miłość rządzi się własnymi prawami i potrzebami? Ale dlaczego dzwoni właśnie teraz? Zawsze miał dziwne wyczucie chwili.

W te wieczory, których nie spędzaliśmy razem – a było ich coraz więcej – Steve często wracał do domu późno i budził mnie, by porozmawiać i się kochać. Jeśli miał ochotę tylko rozmawiać, to wiedziałam, że poprzednich kilka godzin spędził z Kobunem. Budziłam się i słuchałam, jak nieco ekstatycznie przemawia do mnie pełną symboli mową, z charakterystyczną dla mistrza intonacją.

Kilkakrotnie mówił mi, że otrzymał "pięć wspaniałych kwiatów". Wtedy aż promieniał. Próbowałam zrozumieć, co ten symbol dla niego oznacza, i po kilku miesiącach takich majaczeń uznałam, że kwiaty to chyba pięć osób, w których oświeceniu Steve będzie miał udział. Najwyraźniej się do nich zaliczałam. Początkowo mówił o "jednym wspaniałym kwiecie" i równocześnie dotykał mojego nosa, jakby oznajmiał: "To właśnie ty!", ale potem podniósł ich liczbę do trzech i wreszcie do pięciu.

d1lq6qy

Zastanawiałam się, kim są pozostali. Steve znów wcielał się w rolę mojego duchowego przewodnika, co niezbyt mi odpowiadało. A co, jeśli nie chcę być jego wspaniałym kwiatem?

Także w tym okresie Steve chełpił się swoim lenistwem. Pracował jak szalony, ale odrzucał głowę do tyłu i z zamglonym spojrzeniem podśpiewywał: "Jestem największym próżniakiem na świecie". Po dziesiątej powtórce przetłumaczyłam sobie, że działa tylko, gdy nachodzi go inspiracja, czyli działanie nie wymaga wysiłku, a więc jest leniwy. Zalatywało mi to jakimiś szyfrowanymi dyskusjami z Kobunem, a poza tym takie przechwałki wydawały mi się pretensjonalne.

Nie dopuszczano mnie do nocnych rozmów mistrza z uczniem, ale na wpół obudzona musiałam słuchać odprysków tych dyskusji. Niektóre rozważania były wspaniałe i cieszyłam się, że Steve chce się nimi ze mną dzielić, ale niektóre okazywały się naprawdę chybione. Steve był zarazem rozwinięty duchowo i ograniczony emocjonalnie, a ja zaczynałam się zastanawiać, dlaczego Kobun tego nie rozumie. Byłam zdziwiona, bo nie sądziłam, że ludzie oświeceni się puszą, a tych dwóch wydawało się zbytnio nawzajem adorować.

Getty Images
Źródło: Getty Images

Pewnego wieczoru zorganizowaliśmy przyjęcie. Nie pamiętam dokładnie samego przyjęcia ani składu gości – prawdopodobnie zaprosiliśmy Billa Fernandeza, Woza i Daniela z ich dziewczynami. Pamiętam natomiast, że nazajutrz rano wydarzyło się coś dziwnego: Steve, skrzywiony, rozglądając się dookoła, spytał, co powinniśmy "z tym" zrobić.

d1lq6qy

Nie rozumiałam, o co mu chodzi, aż dotarło do mnie, że pyta o jakąś firmę, która zajęłaby się brudnymi naczyniami. Zmywanie naczyń samemu już nie wchodziło w grę. Wstąpił do elitarnego klubu, gdzie inni dbali o przyziemne kwestie, aby on mógł skuteczniej funkcjonować w wyższych sferach. Posprzątałam sama, nieszczególnie z tego zadowolona. Postawiło mnie to w niekorzystnej sytuacji, bo nigdy nie powinnam była w ten sposób obsługiwać Steve’a. Po prostu nie wiedziałam, jak się bronić w obliczu jego coraz silniejszego przekonania o własnej wyższości.

Kilka tygodni później Steve zaczął mi powtarzać, że mam zbyt pomarszczone czoło. Płynie we mnie irlandzka i francuska krew, a po irlandzkich przodkach odziedziczyłam cienką skórę. Jako dwudziestoparolatka nie miałam zmarszczek, ale jeśli unosiłam brwi, na czole pojawiały mi się drobniutkie kreski, jak linijki tekstu na stronie książki. Steve zwracał na to uwagę, a czasem teatralnym gestem wygładzał mi czoło. To było coś nowego.

Nigdy nie lubiłam takich gestów ze strony matki, a tym bardziej ze strony partnerów. Nie należę do kobiet przykładających wielką wagę do własnego wyglądu. Po prostu nie leży to w mojej naturze. Byłam jednak zdziwiona. Do tej pory naprawdę się Steve’owi podobałam, a teraz nagle moja twarz mu przeszkadza? Poczucie odrzucenia i smutek doprowadzały mnie do łez.

Teraz rozumiem, że Steve uczył się zyskiwać władzę, wdrukowując innym negatywną samoocenę. Coraz częściej definiował mnie według tego, kim nie jestem, a nie tego, kim jestem. Była to nowa forma okrucieństwa i nie umiałam sobie z nią poradzić. Bolało mnie to, czułam się odrzucona, ale nie wiedziałam, jak zareagować.

"Nadgryzione jabłko" Chrisann Brennan ukazało się w Polsce nakładem Kompanii Mediowej. Tłumaczyły Barbara Gadomska i Wanda Gadomska.

Materiały prasowe
Źródło: Materiały prasowe
d1lq6qy
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d1lq6qy