Są książki, które po przeminięciu ostatnich znaków... sięgamy natychmiast po kolejną, by zmyć z siebie smak tej ostatniej. Smak wstrząsający, poruszający, a jednocześnie dziwnie nie nasz... Są jednak i takie, w których się zatracamy i które kończąc się, zabierają cząstkę naszej duszy. To książki, w których się zatapiamy, i których stajemy się częścią, składnią tego książkowego świata. Taka jest Złodziejka Sarah Waters. To powieść, która wciąga, mota i nie pozwala się od siebie oderwać. Szary lecz nie bezbarwny fresk, w którym nastroje zmieniają się wraz z pojawieniem się kolejnego bohatera.
Oto trzy części jednej historii, w której skupiają się dwie przeszłości, rodząc jedną teraźniejszość. Oto wiktoriańska Anglia drugiej połowy XIX wieku, dorzecze Tamizy i oto... kobiety. „Była dziwaczką, bez dwóch zdań. Czy jednak zasługiwała na miano głupiej lub obłąkanej, jak powiedział Dżentelmen? Wydawało mi się, że nie. Uznałam ją jedynie za bardzo samotną.” Słowa wypowiedziane przez jedną z bohaterek, nieświadomie opisują je obydwie. Połączone przez początek, rozdzielone i zespolone na nowo. Susan Trinder i Maud Lilly. Pierwsza z nich jest złodziejką, druga wykształconą damą. Pierwsza jest na poły wolna i szczęśliwa, druga obarczona jest od początku szaleństwem. Obie są sierotami, a przynajmniej tak czują. Obie też zostają wplątane w intrygę, przy czym jedna drugą będzie miała za tą głupią. Obie pozwolą się też poprowadzić mężczyźnie, który je oszuka. Obie sądzą, że w jakiś sposób kierują swoim życiem, będąc tylko marionetkami. Obie „grzesznie kochają” i obie są tak naprawdę złodziejkami. Tylko, że
każda kradnie inaczej.
Już po pierwszych stronach czujemy, że to książka nad nami zapanowała. Wdusiła nas w szare suknie, metalowe konstrukcje, upięła nam włosy i zabroniła myśleć. To ona jest mężczyzną w związku, który został przypieczętowany przez jej otwarcie. To ona da nam białe rękawiczki, byśmy nie splamiły męskiego żywota. Ona nas obłąka, omami... zmieni na swoje podobieństwo i podłóg swego uznania. Zafascynuje narracją i innością życia. Z jednej strony poruszy sensacją i intrygą, z drugiej zaś może i zgorszy. Miłosna na poły rozgrywka, złodziejska igraszka przeradza się w wyrafinowaną zemstę. Zemstę, która zrani, zemstę, którą sami popełnimy.
Trudno nie zauważyć, że jest to książka dla kobiet. Trudno, gdyż napisana przez kobietę, o kobietach opowiada. Staje się na poły ostrzeżeniem, na poły historycznym przekazem. Feministycznym? Na pewno tak, ale nie pozbawionym słownego i obrazowego uroku. kunsztu pisarskiego i historycznego obycia autorki. Ta książka to perełka świata Dickensa. Jego godna następczyni. Porywająca, ale tylko wybrane jednostki.