Wydaje mi się, że Wilk stepowy należy do książek, które przeczytane w odpowiednim momencie życia, mogą odcisnąć niezatarte piętno na czyimś światopoglądzie i losach. Podejrzewam, że gdybym sięgnął po tę powieść w czasie nauki w liceum, to prawdopodobnie wywarłaby ona na mnie znacznie większe wrażenie niż obecnie. Niestety, prowadząc teraz spokojne, ustabilizowane i w sumie dość drobnomieszczańskie życie, po prostu nie potrafię już ulec tak bezkrytycznie zafascynowaniu historią Harry’ego Hallera, czyli tytułowego „wilka stepowego”.
Natomiast doceniam fascynujący sposób ukazania przez Hermana Hessego tajników ludzkiej psychiki – i to nawet jeśli nie są mi już tak bliskie rozważania na temat miejsca jednostki o naturze „wilka stepowego” w otaczającym ją społeczeństwie. Jednak powodem takiego mojego odbioru powieści nie jest bynajmniej to, że nagle straciła ona coś na aktualności czy atrakcyjności. Nie ma co ukrywać, że z biegiem lat czuję się po prostu coraz bardziej „przystosowany” do spokojnej egzystencji i w odróżnieniu od Harry’ego nie uzyskałbym raczej wstępu do teatru magicznego „tylko dla obłąkanych”.
Pozostający poza głównym nurtem życia społecznego i stroniący od rozrywek Harry Haller przechodzi na kartach książki powolną ewolucję dotyczącą jego obyczajów i poglądów. Początkowo żyjąc skromnie w swoim wynajmowanym pokoju, czas poświęcając głównie na liczne rozważania oraz czując coraz mniejszą wspólnotę ze swoimi rodakami (w końcu jak ma się czuć pacyfista, kiedy narastają nastroje nacjonalistyczne?), przypadkowo spotyka piękną Herminę. Oddawszy się pod jej rozkazy Harry odkrywa przyjemności płynące z muzyki, tańca i seksu, a w końcu - pozostając niewątpliwie pod wpływem narkotyków - odbywa podróż w głąb własnej psychiki. Właśnie ta ostatnia część powieści jest najbardziej wciągająca – na pół surrealistyczne, na pół symboliczne sceny z pewnością mogą skłonić czytelnika do zastanowienia nad sensem jego życia i własną hierarchią wartości.
Oczywiście Wilk stepowy, będący już od dawna klasyką, doczekał się mnóstwa różnorakich interpretacji, jednak uważam, że bez zawracania sobie głowy „naukowymi” rozważaniami na temat wymowy tej powieści, można po prostu odkryć w niej coś cennego dla siebie. A przede wszystkim chyba nikomu nie zaszkodzi chwila zadumy będąca efektem tej lektury.