Jest to dziennik obejmujący okres jednego roku z życia pisarki. Gdyby nie zagadkowy tytuł i sugestywna grafika, mogąca naprowadzić na trop nawet czytelnika nie znającego kulisów powstania książki, można by mniemać, że to dziennik najzwyklejszy. No powiedzmy, na tyle, na ile zwykła jest codzienność człowieka mającego wyrobioną markę w świecie literackim, współpracującego z kilkoma bardzo popularnymi czasopismami i będącego za pan brat z połową warszawskiej elity społeczno-polityczno-kulturalnej. Oprócz refleksji z lektur, opisów przyrządzanych posiłków, zapisów snów i postanowień noworocznych, napotykamy wzmianki o pisanych aktualnie tekstach, odwołania do wcześniejszej twórczości pisarki, relacje ze spotkań z osobami o bardzo znanych nazwiskach. Płyną dnie i tygodnie, które głównie obecnością nowoczesnej technologii odróżniają się od dni i tygodni opisywanych przez Dąbrowską, Gombrowicza, Andrzejewskiego. I nagle przerywa je wydarzenie, które sprawi, że rok ten będzie rokiem w życiu autorki wyjątkowym.
W piękny majowy dzień zwierzą się przyjaciółce z drobnej wątpliwości natury zdrowotnej, ta dzwoni do zaprzyjaźnionej lekarki – i koło zaczyna się kręcić w zupełnie innym tempie. Od tej chwili towarzyszymy nie tylko codzienności pisarki, ale – przede wszystkim – codzienności kobiety walczącej o własne zdrowie, a może i życie. Jeszcze i to nie byłoby niczym nadzwyczajnym bo kobiet zmuszonych do podjęcia podobnego wyzwania są tysiące. Kofta jednak, kobieta na wskroś współczesna i świadoma, współpracująca przy tym z czasopismem od lat prowadzącym kampanię na rzecz poprawy wykrywalności i uleczalności nowotworów piersi, decyduje się relacjonować swoje zmagania na łamach tegoż periodyku.
Za pomocą felietonów z taką samą zaciętością zwalcza towarzyszący chorobie lęk, obezwładnienie, zwątpienie, jak przedtem walczyła z kołtuństwem, pruderią, nierównouprawnieniem kobiet. Dziennik – nie przestając być dziennikiem literackim – staje się dziennikiem heroicznym, świadectwem siły charakteru nie dopuszczającej poddania się słabości i negatywnym myślom, a zarazem świadectwem przewartościowania własnego nastawienia do życia w stronę zacieśnienia relacji z najbliższymi i powrotów do swoich korzeni. Bez lektury dziennika Krystyny Kofty jako takiej czytelnik mógłby się może obejść, o ile nie jest z założenia amatorem twórczości pamiętnikarskiej. Bez lektury dziennika kobiety pokonującej chorobę nie powinna się obejść żadna inna kobieta. To trzeba przeczytać, żeby uwierzyć, że ty, ja, ona – nie tylko pisarka, ale i nauczycielka, kasjerka, gospodyni domowa, każda, na którą wskaże kościsty palec losu – mamy szansę sprzed tego palca umknąć.